Obsługiwane przez usługę Blogger.
RSS

Widzieć twoimi oczami [cz. 3]

To już ostatnia część. Starałam się, jak mogłam, a jak wyszło? Oceńcie sami :)
____________________________________

 Już od kilku dni poznawał nowe miejsce. Musiał przyznać, siostra bardzo się postarała, stwarzając dom, w którym bez problemu mógł funkcjonować. Przestronne pokoje minimalizowały prawdopodobieństwo wszelkich wypadków, a różnorodność faktur, kryjących ściany i podłogę, pomagała ćwiczyć zmysł dotyku.

 Już pierwszego dnia pobytu w tym miejscu odnalazł idealny dla siebie kąt. Był to zwykły marmurowy parapet przy szerokim oknie. Bardzo często tam przesiadywał, czuł się, jakby na chwilę mógł wrócić do ośrodka, gdzie czekałby na codzienną wizytę Leny. Robił sobie złudną nadzieję, doskonale o tym wiedział, ale nie wiadomo jak bardzo by się starał, nie potrafił przestać.

 Wspominanie stało się niemal jego rytuałem. W bezsenne noce wsłuchiwał się w gwar ulicy, kojarzący mu się z kwiatowym ogrodem. Wyobraźnia potrafiła zmienić głośne warczenie silników wszelkich samochodów w delikatne i kojące umysł ciche brzęczenie skrzydeł owadów, stukot bębniącego o szybę deszczu w znajomy głos, opowiadający niestworzone historie.

 Kilkugodzinne rozmowy przez telefon dostarczały chwil radości w jego życiu, taki pojedynczy promyk słońca pośród ciemnych chmur monotonnego życia.  Codziennie dzwonili do siebie i rozmawiali o wszystkim.

 Lena nadal przychodziła do ośrodka i pomagała potrzebującym. Czas niemożliwie jej się dłużył, wszystko stało się szare i takie zwyczajne. Wcześniej, każdy dzień był pełen przygód, nowych wrażeń, ale kiedy tylko zabrakło w nich Aleka, nic nie potrafiło być tak samo ekscytujące.

 Jeden z nielicznych dni, kiedy chłopak był szczęśliwy, niósł ze sobą tajemniczą aurę. Alek od samego rana przeczuwał, że stanie się coś, czego nie potrafił zdefiniować. Nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy bać, ale mimo wszystko był wesoły. Nie uszło to uwadze starszej siostry, robiąc nadzieję na to, że brat w końcu przestanie myśleć o swojej koleżance i postara się odbudować relacje, jakie miał z Jenną przed wypadkiem. Niedoczekanie.

  Przyszła noc, a z nią kolejne bezsenne godziny spędzone na rozmyślaniach. Dziwne uczucie wcale nie mijało, a wręcz stało się bardziej intensywne. Oczy go piekły, jakby ktoś wbijał w nie tysiące maleńkich szpilek. Przecierał je bez ustanku, przeklinając w myślach wszystko, co się dało. Mrugał powiekami bardzo często, jakby to miało przynieść ulgę w bólu, jednak ten, jak na złość, nie chciał zniknąć. Niespodziewanie wieczna ciemność ustąpiła paraliżującej łunie światła, powodując szok, ale i nasilenie pieczenia. Upadł, ciężko dysząc, na podłogę. Rumor, jakiego narobił, zbudził śpiącą w sypialni obok Jennę. Gdy tylko zobaczyła swojego brata, bez wahania zadzwoniła po karetkę. Słyszał jeszcze, że krzyczy jego imię, a potem odpłynął w stan błogiej nieświadomości.

 We śnie przyszła do niego ona, ukochany anioł. Dziewczyna uśmiechnęła się przecudnie w sposób, jaki sobie zawsze wyobrażał. Łagodnie zmarszczony nosek, malutkie dołeczki w policzkach. Była idealna, jak zawsze. Przyjrzał się uważniej. Zauważył wcześniej ignorowaną bliznę. Posłał jej pełne miłości spojrzenie, ujął drobną dłoń i ucałował początek blizny zaraz za nadgarstkiem.

 - Zabierasz mnie już? - zapytał, dokładnie nie wiedząc o co.

 - Jeszcze nie - odparła mu, odpychając od siebie.

 Zaczął spadać. Piękny anioł coraz bardziej się oddalał, a z każdą sekundą, smutek w jego sercu narastał.

 Obudził się w szpitalu. Przyzwyczajony do mroku nawet nie otworzył oczu, wsłuchując się w rozpaczliwe pikanie aparatury medycznej. W głowie miał zupełną pustkę. Jak się tu znalazł, nie miał pojęcia. Uchylił jedną powiekę i natychmiast ją zamknął. Mrok zastąpiło mu białe, rażące światło. Skrzywił się, coś było nie tak.

 - Alek? - usłyszał nad sobą zaniepokojony głos siostry.

 - Żyję - odparł z grymasem na twarzy.

 Poczuł, że materac lekko się ugina, a czyjaś ręka głodzi jego włosy. Z prawej strony wychwycił powolne kroki, sugerujące, że nie są sami.

 - Chłopcze - powiedział głębokim głosem nieznajomy. - Otwórz oczy.

 Alek posłusznie spełnił prośbę i ponownie się skrzywił. Biel go raziła, ale była miłą odskocznią od wiecznie trwającej ciemności. Nie mógł przez chwilę wyjść z szoku. Czy jemu się przewidziało, czy właśnie zobaczył zieloną plamę? Nie, to musiało być zbytnie nałożenie wyobraźni na rzeczywistość. Przecież on nie mógł, nie potrafił, to było nieodwracalne, więc, jak...

 Zamrugał kilkukrotnie, a z każdym takim ruchem, zaczynał widzieć. Kolory! Kształty, wszystko powróciło! Rozglądał się po sali z szerokim uśmiechem, nie był w stanie powiedzieć niczego. Wielka gula stanęła mu w gardle, a z oczu wyciekły łzy. Płakał strumieniami, jakby chciał zmyć z oczu resztki ciemności i bladej powłoki, nadającej im pustego wyrazu. Płakał bo stał się cud. Płakał bo znowu widział. Spojrzał oniemiały na siostrę, która tylko pokazała mu kciuk do góry, w geście wsparcia, a jego ciałem wstrząsnął kolejny szloch. Lekarz się zaśmiał. Dopiero teraz zaczęło do niego wszystko docierać. Wszystkie komórki wypełniła euforia, miał ochotę skakać, ale niestety urządzenia, do których był podłączony, skutecznie mu to uniemożliwiły.

 - Chłopcze - rzekł znowu mężczyzna. - Powiedz mi co widzisz.

 Alek przyjrzał mu się uważnie. Już dawno nie ucieszył się tak bardzo. Podziwiał wszystkie, nawet najmniejsze zmarszczki na jego skórze, przyglądał się grze światła na oliwkowym tle karnacji. Oczami przesunął po sumiastych wąsach, dostrzegając siwiznę między czarnym jak smoła kolorem włosów. Kolejną rzeczą, której poświęcił więcej uwagi, były własne dłonie. Dokładnie obejrzał je z każdej strony napawając się widokiem. Małe blizny, doskonale pamiętał każdy raz, kiedy na samym początku, gdy stracił wzrok, próbował nauczyć się posługiwać w kuchni nożem.

 - Ja widzę wszystko, panie doktorze.

 Lena siedziała na parapecie i płakała. Ośrodek stał się jej domem, praktycznie w nim mieszkała. Dokładniej, w starym pokoju Aleka. Patrzyła tępo w szybę i ogród spowity czernią nocy. W takich chwilach najbardziej brakowało jej ukochanego przyjaciela. Nie potrafiła wytrzymać bez niego, przestawała się uśmiechać, co nie uszło uwadze kierownika. Chciał ją nawet wysłać do psychologa, ale skutecznie odwiodła go od tego pomysłu. Od tamtej pory chowała się za maską sztucznego uśmiechu i rozładowywała emocje po prostu płacząc.

 Niespodziewanie poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odpłynęła myślami zbyt daleko, by usłyszeć, że ktoś wchodzi. Odwróciła niepewnie głowę i aż sapnęła zaskoczona, omal nie spadając z parapetu.

 - Lenka, Lenka, Lenka... o ile dobrze pamiętam, to moje ulubione miejsce - zaśmiał się cicho Alek.

 Spojrzał na nią. Była jeszcze piękniejsza niż sobie to wyobrażał. Długie do ramion włosy, niebywale miękkie, iskrzyły się w świetle księżyca, rzucając wokół srebrną poświatę. Pełne usta nabrały koloru malin, doskonale podkreślając bladą cerę, a oczy... No, właśnie, oczy. Były szeroko otwarte, wyrażając nie tyle zdziwienie, co zaskoczenie. Miały kolor płynnego miodu, tak gęstego, że gdyby chcieć w nim pływać, nie dałoby się wyjść. Otaczały je kurtyny grubych rzęs tak ciemnych, jak panująca na zewnątrz noc. Ale wypływały z nich dwie srebrzyste rzeki, chwytające boleśnie za jego serce. Obrzucił spojrzeniem całą jej skuloną sylwetkę i ponownie skupił się na twarzy.

 - Czemu siedzisz po ciemku i Lenka, dlaczego płaczesz? - zapytał całkiem poważnie.

 Przypatrywała się mu z niepewnością. Coś tu nie pasowało.

 - Skąd wiesz, że płaczę? - zapytała cicho, starając się opanować drżenie głosu.

 - No przecież widzę, ślepy nie jestem.

 - Alek, ty widzisz.

 - Tak, jakoś od kilku dni nie mam z tym problemów. Wiesz, tęskniłem i liczyłem, że moja ukochana powita mnie jakoś szczególnie,  no nie wiem, może czułym buziakiem, albo kto wie...

 - Ty widzisz - przerwała mu.

 - Widzę, już to mówiłaś, skarbie - zaśmiał się. Był bardzo ciekaw jej reakcji na tą wiadomość, ale nawet nie przypuszczał, że zacznie powtarzać w kółko jedno i to samo.

 - Ale, jak?

 - Cuda się zdarzają - szepnął cicho i delikatnie ucałował policzek dziewczyny, ścierając ustami słony ślad. - Możemy już przejść do powitania, naprawdę tęskniłem.

 W odpowiedzi Lena zarzuciła mu ramiona na szyję i przywarła swoimi wargami do jego. Pierwszy pocałunek po długiej rozłące był niemal brutalny. Spragnieni siebie, nie kontrolowali swoich spontanicznych reakcji. Dłoń dziewczyny wsunęła się w blond włosy chłopaka i przyciągnęła go bliżej sienie. On natomiast otoczył jej szczupłą talię rękami i całkowicie zlikwidował wolną przestrzeń między nimi.

 Nie spostrzegli, po jakim czasie obydwojgu zabrakło tchu. Odsunęli się od siebie nieznacznie, tylko na moment, by zaczerpnąć powietrza.

 Drugi pocałunek wyrażał przede wszystkim miłość i radość. Był zdecydowanie bardziej delikatny i subtelny, a przy tym pełen pasji. Idealnie wprowadził romantyczną atmosferę.

 Obydwie pary oczu błyszczały w urokliwym świetle księżyca. Cisza była uspokajająca. Czoło Aleka oparte było o czoło Leny, ich nosy się stykały, a ciepłe oddechy przyjemnie owiewały uśmiechnięte twarze.

  - Chodźmy na spacer - zasugerował niespodziewanie blondyn i nie czekając na reakcję dziewczyny, odwrócił się w stronę drzwi. Zaczął iść, ciągnąc ją za rękę, więc chcąc, czy nie, musiała za nim pójść.

 Ogród tej nocy był wyjątkowo piękny. Pełnia księżyca rzucała swój blask na każdą roślinkę, dając namiastkę słońca. Pojedyncze kwiaty rozchylały swoje kielich łaknąc tego światła, pragnąc go, tak jak od zawsze wszystko co żyje, kuszone jest przez zło, tak one skuszone potęgą księżyca, już nigdy nie otworzyły swoich barw dla słońca.

 Znaleźli jedną z ławek, na której prawie zawsze siedzieli. Alek usiadł spokojnie na środku, a kiedy Lena chciała zrobić to samo, pociągnął ją lekko, sadzając na swoich kolanach. Uśmiechnął się chytrze, co nie uszło jej uwadze, jednak nie skomentowała niczego i ufnie wtuliła się w szeroką klatkę piersiową blondyna.

 - Z twoich opowiadań znam to miejsce na pamięć. I wyobrażałem je sobie dokładnie tak... - zamyślił się. - Lenka, skarbie, zatańcz dla mnie - poprosił, delikatnie głaszcząc miękkie włosy dziewczyny.

 - Daj spokój, nie mam nawet muzyki - starała się bronić przed spełnieniem prośby.

 - Wsłuchaj się w ogród, wiem, że potrafisz - powiedział i zepchnął ją z kolan.

 Ze zrezygnowaną miną odeszła kilka kroków do tyłu i zamknęła oczy. Nie spiesząc się, powoli zaczęła kołysać biodrami. Ręce same odnalazły rytm. Zaczęła prawdziwe przedstawienie. Każdy jej ruch był doskonale skoordynowany, krok idealnie postawiony. Zatraciła się w tym uczuciu lekkości i po prostu tańczyła.

 Alek oniemiały siedział na ławce, nie mogąc oderwać od niej oczu. Podziwiał całą jej osobę, dokładnie przyglądając się każdej części wątłej sylwetki. Była piękna i tak cudownie zatopiona w magii tańca.

 Uśmiechnął się pod nosem, ale nie był to szyderczy uśmiech. Ten był przepełniony miłością i uwielbieniem.

 W końcu mógł na nią patrzeć. Już nie jej oczami, ale swoimi. Sentyment jednak pozostał, a w powietrzu zawisło niewypowiedziane zdanie: "Lena, dzięki tobie widziałem".

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

3 komentarze:

Wicca pisze...

Z drobnych potknięć:

"We śnie przyszedł do niego ta, ukochany anioł. " - chyba "przyszła do niego ona"

"Patrzyła tempo w szybę " - "tępo"

"rozładowywała emocje po prostu, płacząc." - przecinek jest niepotrzebny ;)

"Była jeszcze piękniejsza niż sobie wyobrażał. " - uciekło ci gdzieś "to"

"doskonale podkreślając bladą cerę, a oczy. No właśnie, oczy. Były szeroko otwarte, wyrażając nie tyle zdziwienie, co zaskoczenie. " - Bardziej płynny wydaje mi się taki zapis "..a oczy... No, właśnie, oczy były szeroko itd."

"Otaczały je kurtyny grubych rzęs, tak idealnych, w każdym centymetrze" - to wyszło ci tak ciutkę niezgrabnie.

"Ale wypływały a nich dwie srebrzyste rzeki, chwytające boleśnie za jego serce. " - "z"

Co do samego tekstu...

Hmm, przede wszystkim należą ci się brawa za poprowadzenie ładnej, naprawdę nastrojowej i poetyckiej narracji. Nie przesadziłaś zbytnio z przeładowywaniem opisów, co nie dość, że wyszło temu opowiadaniu na zdrowie, to jeszcze podkreśliło jego przyjemny, romantyczno-bajkowy klimat. Podoba mi się sposób, w jaki zarysowałaś swoich bohaterów i to, jak zdania, które opisywały jednie otaczający ich świat, splotły się z pięknym wzorem kiełkujących w nich uczuć. W porównaniu do twoich wcześniejszych tekstów, choć wcale nie ujmuję im siły przekazu, to opowiadanie wydaje mi się bardziej dojrzałe, przemyślane - widać, że nie stoisz w miejscu, a działasz :)

Jedyne, co mnie drażniło, to alekowe "Lenka, skarbie" - zwyczajnie dobija mnie taki sposób mówienia, zwłaszcza u facetów, ale możesz to też potrafktować jako plus. Masz potwierdzenie, że stworzyłaś idealnego, nie papierowego bohatera, bo w końcu każdy żywy człowiek posiada jakieś cechy, które denerwują innych, a dobry pisarz potrafi je ukazać ;)

Ach, co do twojego wcześniejszego wpisu - nie przejmuj się tym, że ludzie nie zawsze komentują. Czasem musisz wyrobić sobie stałą bazę czytelników (czytaj: zyskując ich zainteresowanie także poprzez komentarze u nich itd.), czasem liczyć na szczęście, że trafisz na niezbyt zajętego czytelnika, gotowego naskrobać odpowiedź do twojego tekstu... Prawda jest taka, że ostatnimi czasy blogowanie przypomina pisanie książek: każdy chce być pisarzem, każdy chce pokazać światu swoją twórczość, ale jednocześnie nie ma komu czytać tego, co napisali inni, a tym bardziej wdawać się w dialog z twórcą ;)

Gisa Marii pisze...

Co do wszystkich błędów, pisałam tą część dość późno, w dodatku na tablecie i cóż, literówki się zdarzają. Już nawet nie chciało mi się przeczytać tego dzieła i po prostu je wstawiłam ;)
Oczywiście zaraz je poprawię.
Cieszę się, że to opowiadanie jest bardziej dojrzałe, bo naprawdę się staram i bardzo mi miło, że widać efekty ;)

Wicca pisze...

Wiesz, wypiska błędów jest raczej spowodowana moim niezdrowym przyzwyczajeniem, to wszystko ;) Ale sam tekst naprawdę jest bardzo dobry!

Prześlij komentarz