Moi kochani czytelnicy,
Możecie przeżyć szok, ponieważ właśnie przed chwilą dodałam 12 rozdział "Dzieje Ras" i jestem na dobrej drodze, by napisać kolejny ^^
Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i cóż... po prostu cieszę się, że ktokolwiek to czyta ;3
Podziękowania wędrują do Teo i Aleksandra za betę ;P dzięki chłopaki ;*
Miłego czytania!
Taki krótki list ;)
12. Strach, miłość i kołki.
- Nie mów o tym w ten sposób - wrzasnęła Remon, wstając.
Atmosfera stała się nie do zniesienia. Obydwoje mierzyli się wzrokiem, ignorując Olenę, która ze stoickim spokojem popijała herbatę. Demren chrząknął znacząco, a jego oczy zdawały się hipnotyzować.
- Usiądź. Wszystko ci opowiem - powiedział w końcu.
Wykonywanie poleceń niezaufanych osób nie leżało w jej naturze, tym razem jednak posłuchała. Bielikowa nie omieszkała posłać karcącego spojrzenia przybyszowi.
- Musimy - zaczął wyklęty łowca - cofnąć się w bardzo odległą przeszłość.
Dziewczyna jęknęła cicho. Opowieść nie zapowiadała się zbyt interesująco.
- Dawno, dawno temu, u zarania dziejów, kiedy to Bóg stworzył świat, pojawiły się istoty mroku i światła. Powstały wtedy dwa smoki: Zitron i Gorudo. Szmaragdowy smok miał za zadanie opiekować się łowcami, a złoty cieniami. Już wtedy obydwa zaklęte były w duszach pierwszych przywódców dwóch frakcji. Miał być pokój, a one miały go strzec. Niestety zrodziły się również istoty półmroku, czy jak kto woli półświatła. Pierwszym wampirem było dziecko z nieprawego łoża władcy cieni i najmłodszej córki pierwszych przywódców łowców. Musisz jeszcze wiedzieć, że obydwa smoki się przenoszą. Zitron w linii żeńskiej, Gorudo w męskiej. Jesteś więc pierworodną córką, pierworodnej córki, pierworodnej córki i tak aż do początku rasy.
Przy stole zapanowała cisza, przerwana jedynie głośniejszym westchnięciem Remon. W końcu przemówiła Olena:
- To niezła historia, owszem, ale moim zdaniem ma parę niedociągnięć.
- Niedociągnięć?! - Starzec był oburzony. - Niech ci będzie wiadome, Oleno, że spędziłem wiele lat w Przepastnej Bibliotece Strażników Czasu i ułożyłem swoją opowieść na podstawie tysięcy źródeł, z których każde po wielokroć sprawdziłem.
- Tak, a ja twierdzę, że są w niej pewne niekonsekwencje - upierała się kobieta. - Po pierwsze, twoja wersja nie współgra z przepowiednią.
- Bo to wcale nie jest przepowiednia - przerwała jej Remon. - Ostatnio dosyć często rozmawiam z Zitronem i on twierdzi, że tą wersję, którą ty znasz, napisano po to, by straszyć dzieci. Smoki mają zaprowadzić pokój.
- I co najlepsze, Agnar o tym wie - zaśmiał się Demren.
- Tego właśnie nie rozumiem. Skoro on tak bardzo nienawidzi cieni i wampirów, to dlaczego chce przyjścia czy tam powrotu Zitrona?
- Ach - westchnął starzec z miną człowieka, który zna odpowiedź. -Teraz pomyśl. Skoro już za trzy miesiące nadejdzie wyzwolenie, to dlaczego nic nie wiedziałaś ani o trzech frakcjach, ani o swoim dziedzictwie? Bez odpowiedniego przygotowania zginiesz, a razem z tobą Zitron, chyba, że masz córkę, w co raczej wątpię.
- Aha - szepnęła Olena, która uważała, że Demren nie powinien być z siebie taki dumny.
- Następna niekonsekwencja? - zapytał, patrząc wprost na kobietę.
- A właśnie... - zaczęła, tym razem jednak zdecydowanie mniej pewnym głosem.
- Chwila - ponownie przerwała jej brunetka z lekkim rozdrażnieniem. - Co z moją matką?
- Widzisz, Remon, kiedy Agnar dowiedział się, o tym, że Zitron jest dziedziczony, miałaś dwa lata. Twoja matka i ojciec wiedzieli, że masz smoka, bo Agnes również była piastunką. Tylko, że w jej przypadku uwolnienie nie nastąpiło. Nie wiem dlaczego i prawdopodobnie nigdy już się nie dowiem - westchnął ciężko. - Jechaliście nad morze. Któryś z ludzi mojego brata przeciął linki hamulcowe w waszym samochodzie. Mieliście wypadek, który tylko ty przeżyłaś. Twoja matka była bardzo piękna, zupełnie jak ty...
- Przestań!
- Nie chcąc budzić podejrzeń, Agnar wychował cię na swojego pupila. Nie mógł przecież od tak ponownie spróbować cię zabić...
Remon w trakcie jego wypowiedzi wstała i mechanicznie wyszła z pokoju. Miała łzy w oczach. Po raz kolejny uświadomiła sobie, że całe jej życie było kłamstwem. Nie chciała wiedzieć, że ten dobry, kochany człowiek, którego nazywała dziadkiem w rzeczywistości był łgarzem i nic nie wartym szaleńcem, zdolnym do zabicia własnej rodziny.
Dopiero, gdy była pewna, że zniknęła z pola widzenia Oleny i Demrena, pędem pobiegła do swojego tymczasowego pokoju i położyła się na łóżku. Była potwornie zmęczona. Cały dzień trenowała, a na koniec jeszcze przeżyła spotkanie z dziwnym łowcą, który tak naprawdę nim nie był.
Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy po jej policzkach popłynęły słone łzy. Wszystko ją przerastało. Zakryła twarz poduszką, a jej ramionami wstrząsnął szloch. Łkała cicho, starając się nie myśleć. Jakkolwiek jej to nie wychodziło. Miała wyrzuty sumienia, obwiniała się za śmierć rodziców. Dlaczego właśnie ona przeżyła?
I znów powróciła kwestia dziadka... tylko czy nadal mogła go nazywać dziadkiem? To bolało. Potworny ból, rozrywający serce nie chciał odejść. Ogarnęła ją pustka. Cała, do tej pory ledwo utrzymywana w normie, psychika, pękła, jak skorupka jajka zrzuconego na podłogę.
Ze stanu odrętwienia wyrwał ją czyjś łagodny dotyk. Niepewnie podniosła głowę i niemal od razu poczuła jeszcze większą ochotę, żeby płakać. Troska, jaką ujrzała w złotych tęczówkach przyjaciela sprawiła, że zapragnęła się do niego przytulić.
A Luke, jakby czytając jej w myślach, otoczył jej drobne ciało ramieniem i delikatnie starł łzy dziewczyny z policzków.
- Już spokojnie - szepnął. - Będzie dobrze, zobaczysz.
- Luke... Jak może być dobrze? Ja mogę zginąć bez odpowiedniego przygotowania. Boję się.
- Nie pozwolę ci umrzeć - powiedział głosem tak pewnym, że widać było jak bardzo w to wierzy. - Będę zawsze przy tobie i zawsze cię ochronię. - Jakby na potwierdzenie tych słów mocniej przysunął ją do siebie. - Znamy się trochę więcej niż miesiąc, ale jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym i nie wiem, co bym zrobił gdyby cię zabrakło.
Później nastąpiła całkiem przewidywalna rzecz. Luke przyciągnął ją do siebie, ujął jej twarz w swoje chłodne dłonie i pocałował w usta. Zupełnie jak całują się zakochani w finale komedii romantycznych. Tylko, że lepiej.
O wiele lepiej.
Remon na zmianę było zimno i gorąco. Miała wrażenie, że nagle zaczęli się unosić nad łóżkiem, co w rzeczywistości daleko od prawdy nie odbiegało. Po prostu chłopak wykorzystał swoje zdolności i uniósł ją tak, że znalazła się przed, a nie obok niego. Pojęcia takie jak "niepewność" czy "strach" zdawały się w ogóle nie mieć znaczenia. Liczyła się tylko ta jedna chwila. Nie było przeszłości, różnic, ani niepewnej przyszłości.
Wyłącznie tu i teraz.
Całowali się coraz bardziej namiętnie. Jakiekolwiek słowa byłyby teraz splątane, niczym jej gęste loki, które delikatnie przeczesywał palcami, by stały się jednorodnym strumieniem zdolnym do zakrycia jego świata. Nawet nie pamiętał, kiedy spostrzegł, że dziewczyna stała się dla niego niezbędnym do życia słońcem, kiedy uświadomił sobie, że każdy kolejny dzień bez niej jest katorgą nie do zniesienia, kiedy zrozumiał, że ból w klatce piersiowej, jaki odczuwał w jej obecności, to tłukące się serce, kiedy pojął, że jej życie stało się sensem jego, kiedy rozeznał się w uczuciu, jakie miało wdzięczną nazwę "miłość".
Dla niej zaś, było to coś zupełnie obcego. Pozwoliła zawładnąć nieznanym emocjom nad swoimi czynami i nie była w stanie żałować. Delikatne łaskotanie w brzuchu sprawiło, że poczuła się szczęśliwa, a dotyk jego miękkich warg, które tyle razy wypowiedziały jej imię, spowodował uczucie bezpieczeństwa. Świat niebezpiecznie zawirował, wszystko spowiła delikatna mgiełka.
Jedne oczy na przeciw drugich. Szmaragd tuż przy złocie.
Tylko czy wolno im było kochać?
* * *
- Remon, czy ty mnie słuchasz? - zapytał z irytacją w głosie Demren.
Dziewczyna spojrzała na niego z niechęcią. Nadal miała mu za złe brak szacunku wobec śmierci jej matki, ale i sam fakt, że pojawił się niespodziewanie po tylu latach i miał czelność prosić o schronienie. Jednak nie to zaprzątało jej myśli. Wspominała ten niezwykły pocałunek z poprzedniej nocy.
- Przepraszam, zamyśliłam się - odparła chłodno, przybierając maskę bezuczuciowej twarzy.
- Skup się, od tego, czy to zrozumiesz, niekiedy zależeć będzie twoje życie - starzec westchnął teatralnie i z miną nauczyciela ponownie zaczął swoją lekcję. - Kołki to mit. Jedyny sposób, żeby zabić cienie, to przebicie ich serca czystą nitką światła. Srebro jedynie pomaga skupić energię, a forma kołka ułatwia przebicie powłok skórnych i mięśni, by uzyskać dostęp do pompy. Rozumiesz?
Brunetka pokiwała mu głową i bez większego wysiłku oplotła trzymany w rękach kołek nitką światła. Wysunęła go energicznie do przodu, udając, że przebija na wylot jakiegoś cienia, a z czubka, całkiem jak z pistoletu, wystrzelił promień białej energii.
Demren uśmiechnął się z satysfakcją. Dziewczyna była bardzo, ale to bardzo pojętną uczennicą.
11. Przeklęty Prorok i Śmiertelny Wiatr
2. Będziemy dążyć do całkowitego poznania nauki światła, aby kiedyś nasze ciała i zmysły stały się doskonałe.
3. Z głębokim zapałem będziemy kultywować ducha samo wyrzeczenia się.
4. Będziemy spoglądać w światłość ku prawdziwej mądrości i sile, porzucając inne pragnienia.
5. Będziemy wierni naszym ideałom i nigdy nie zapomnimy o cnocie pokory.
6. Zachowamy czystość krwi, nie pozwalając zbrukać jej mrokiem.
7. Odpowiednio przygotujemy świat, ażeby stał się godnym miejscem na przyjście Świętego Szmaragdowego Smoka.
Dziewczyna pokręciła lekko głową.
Po całym dniu ciężkiej pracy Remon była tak zmęczona, że nawet dwie kawy nie były w stanie przywrócić jej chęci do życia.
10. Gdy na jaw wychodzą sekrety
Środek pokoju zajmowała imponująca rzeźba, przedstawiająca anioła z dębowego drewna, o złoconych skrzydłach i twarzy wykrzywionej w grymasie cierpienia. Na jego barkach spoczywała największa i najstarzej wyglądająca księga oprawiona w czarną jak smoła skórę, na której wypalone zostały litery.
Remon aż podskoczyła, omal nie upuszczając fotografii. W drzwiach stała Olena i patrzyła na nią z zaciekawieniem.
- Przykro mi… – wyszeptała, patrząc na zdjęcie jak zahipnotyzowana. W jej umyśle nadal toczyły walkę dwa odmienne obrazy dziadka: tek kochający i ten bezwzględny, o którego istnieniu nie miała pojęcia przez bardzo długi okres czasu. – A co się stało z nim? – wskazała palcem na dziadka Luka.
- Jego historia jest bardziej skomplikowana. Łowcy manipulują światłem, cienie mrokiem, a wampiry po prostu są nieśmiertelne. Srebrne przedmioty z zaklętym pierwiastkiem światła albo mroku, potrafią wprowadzić je w stan odrętwienia. Wyglądają jak martwe, ale nie umierają. Można je z tego wybudzić tylko wtedy, gdy są czystej krwi. Trzeba im podać krew innego wampira. Niektórym nie spodobał się pokój. Cyrograf nie pozwalał im na picie krwi cieni, łowców ani ludzkich dzieci, co bardzo je wzmacniało, ale i uzależniało. Zawarli przymierze z kilkoma łowcami i zaatakowali swojego władcę. Razem z nim zaginął jego syn, synowa i czteroletnia córka, cała najbliższa rodzina Luka. Miał wtedy sześć lat i był tutaj, bawiąc się z moim synem… Nie miałam serca go zostawić – kilka łez spłynęło po jej policzkach.
Remon milczała. Nigdy nie potrafiła pocieszać innych, zaczynając od tego, że zawsze była sama i nikt nie potrzebował od niej takiej pomocy. Kobieta ukradkiem otarła łzy i rozejrzała się wokoło z cichym westchnieniem.
- To była kiedyś ogromna rezydencja – zmieniła temat. – Po śmierci ojca przebudowano ją na skromny domek i jedynie biblioteka została taka, jaka była na początku – zamyśliła się. – Jest już za późno na kolejną opowieść, powinnaś wypoczywać.
- Czy mogę je zatrzymać? – spytała wskazując na zdjęcie.
Po twarzy Oleny przemknął cień wahania.
- Bierz – odparła krótko.
Ból w jej głosie powstrzymał brunetkę przed naciskaniem o więcej informacji. Przycisnęła fotografię do piersi, cicho podziękowała i wyszła.
* * *
Nadal rozmyślała o tym, co powiedziała jej Olena, wchodząc do swojej sypialni. Krzyknęła z zaskoczenia, kiedy zobaczyła Luka rozciągniętego na jej łóżku.
- O rany – mruknął. – Nie krzycz tak, bo obudzisz cudowne siostrzyczki, które właśnie przed chwilą usnęły.
- Och przepraszam – warknęła gniewnie. – Co ty tu w ogóle robisz?
- A uwierzyłabyś, że się stęskniłem?
- W życiu.
- Gdzie byłaś? – zapytał z troską w głosie.
Remon nie była w nastroju na zwierzanie się. Opadła na łóżko i przykryła się kocem.
- Nie mogłam usnąć.
Zapanowała cisza. Dziewczyna przyjrzała się dokładniej Lukowi. Był rozchełstany, jakby jeszcze przed chwilą spał.
- Utulić cię do snu?
- Mówisz poważnie?
- Zawsze jestem poważny.
Przyszło jej do głowy, że z powodu wyczerpania oboje zachowują się trochę nienormalnie. Ale Luke nie wyglądał na zmęczonego. Raczej na smutnego. Remon wyciągnęła się na boku, kładąc głowę na poduszce i kiwnęła głową z przyzwoleniem.
- Zamknij oczy.
Posłuchała go bez protestu. Błysk lampki nocnej zatańczył na jej powiekach, jak gasnące gwiazdy na niebie. Poczuła silne ramiona otaczające jej drobne ciało. Cicha i monotonna melodia rozległa się przy jej uchu:
sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż i zaśnij już,
opowiem ci bajeczkę.
Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.
Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską tę dziewoję.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Okrutny los, tragiczna śmierć,
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
Królewnę myszka zjadła…
- To okropna kołysanka – powiedziała z oburzeniem.
- Naprawdę? – zapytał Luke w zadumie.
- To kołysanka o śmierci. Powinnam się domyślić, że właśnie coś takiego śpiewa się wampirom na dobranoc…
- Jest jeszcze jedna zwrotka, posłuchaj.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Luke się zawahał. Patrzył na śpiącą twarz brunetki, delikatnie głaszcząc ją po policzku. W końcu złożył delikatny pocałunek na jej rozchylonych wargach.
Rozległo się ciche pukanie. Chłopak zaklną pod nosem. Cicho przekręcił gałkę. To była Natasza. Wykąpana, w krótkiej sukience. Umyte, ciemne włosy zebrane miała w ciasny warkocz. Ręce trzymała za plecami.
- Braciszku…- zaczęła niepewne.- Mama mówi, że będzie wojna… Kazała dać to Remon – wyciągnęła przed siebie dużą księgę oprawioną w złoty aksamit. – Od jutra zaczynami trening, nauczymy ją walki z cieniami.
- Dziękuję – wyszeptał smutno. – Ale ty się nie martw. Jesteś najbardziej odpowiedzialna, musisz się zaopiekować siostrami.
Natasza uśmiechnęła się szeroko i objęła rękoma. Na korytarzu panował taki chłód, że dostała gęsiej skórki.
- To byłby dramat, gdybym ja też się do ciebie kleiła – stwierdziła po chwili.
- Wiele ci zawdzięczam, zawsze chowałaś mnie przed tymi potworami – w jego głosie wyraźnie pobrzmiewało rozbawienie.
A Natasza, jak to cień, rozpłynęła się w powietrzu.
9. Witamy w rodzinie
Za oknem panowała ciemność. Remon przeciągnęła się leniwie i poczuła ucisk w żołądku. Dziwnym trafem odszukała i zapaliła lampkę zalewając pokój ciemnożółtym światłem. Po jej przyjaciołach nie było nawet śladu. Nic nie wskazywało, dokąd poszli, ani nie sugerowało, że odeszli na dobre. Ale chwila, coś było. Mała karteczka położona na poduszce, zapisana zgrabnymi literami:
Aleksander.
8. Głos smoka
7. Czy ja oszalałam?
Drzwi nagle trzasnęły z hukiem i dziewczyna pogrążyła się w całkowitych ciemnościach. Instynktownie wróciła na czworaka tam, skąd przybyła. Po omacku szukała klamki, a gdy w końcu ją znalazła, drzwi okazały się zamknięte.