Obsługiwane przez usługę Blogger.
RSS

Hi no Hebi*

Nie mam pojęcia, co to dokładnie jest... chyba kolejne krótkie opowiadanie.
Dopadła mnie nagła wena twórcza podczas jednej z lekcji języka polskiego, więc powstało to coś. 
Cieszmy się i radujmy, ponieważ moja miłość do fantastyki powróciła ;)
Miłego czytania!

_______________________



Mojej ukochanej siostrze,
Za to, że jest.


- Nie boisz się, że wąż cię ugryzie? - zapytała mała dziewczynka, siadając tuż przed nieznajomym mężczyzną.

- Są groźne tylko wtedy, kiedy wyczują twój strach - wytłumaczył spokojnie, zachowując dozę sobie właściwej obojętności i odpowiednią dawkę powściągliwości od okazywania emocji.

Ludzie go unikali. Przeraźliwie blada skóra, naznaczona różowymi bliznami, wychudzone ciało i ciemne wory pod oczami. Przywodził na myśl stracha na wróble z tymi swoimi czerwonymi włosami ciągnącymi się po ziemi, jak tren. Mroczna aura bijąca od jego osoby sprawiała, że nawet najbardziej odważni śmiałkowie spuszczali głowy, chcąc jak najszybciej się od niego oddalić. Para ciemnych, pozbawionych tęczówek oczu była jak dwie studnie bez dna, gotowe pochłonąć duszę. A jego rękę oplatał czarny wąż.

- Mogę się z nim pobawić? - zapytała dziewczynka z odpowiednią dzieciom ciekawością.

Jakby w przyzwoleniu wyciągnął dłoń, a gad ześlizgnął się po niej prosto na ziemię i zaczął sunąć powolnym tempem w stronę małej blondyneczki. Wpełzł na jej drobną rączkę, owijając się wokół nadgarstka, jak żywa bransoleta. Dziecięce oczy z podnieceniem obserwowały węża. Czerwone ślepia zwierzęcia patrzyły na nią nie wyrażając nic. Pustka. Tylko ją dało się z nich wyczytać. Wyprane z emocji. Wysunął rozdwojony język i zasyczał. Żadnego strachu, czysta ciekawość.

- Jesteś zaklinaczem węży? - zapytała cicho.

Odpowiedział jej milczeniem. W ludzkim języku nie miał swojej nazwy, zaklinacz to zbyt mało, by opisać jego naturę. On był ich panem, rozumiał ich mowę. To co rozkazał było święte, choć on sam był przeklęty. Nie był jednak demonem ani diabłem się nie urodził. Pochodził spoza wszystkiego, co ludziom znane. Nie liczył czasu, który po prostu nie miał znaczenia. Po prostu był i władał ogniem.

- Jeżeli pójdziesz ze mną, pójdziesz, pokażę ci, kim jestem. Ale jeżeli to zrobisz, nigdy już nie wrócisz.

Od tamtego wydarzenia minęło kilka dni, a może kilka wieków. Czas nie miał znaczenia, liczyło się to, że dziewczynka poszła i już nie potrafiła go pozostawić. Mistrz. Tym właśnie dla niej był.

Jego prawdziwa natura powinna ją odpychać tak, jak innych ludzi. Jednak dziewczynka kochała swojego Mistrza i nie potrafiła się nim brzydzić. Może to dlatego, że poznała go, gdy była zaledwie kilkuletnim szkrabem. Dzieci zbyt szybko się przywiązują i za bardzo ufają. Może to samotność i brak zainteresowania ze strony rodziców skłoniły ją do odejścia. Nigdy nie znalazła przyczyny, której była pewna.

Mistrz był dla niej dobry. Nauczył ją wielu rzeczy, zaczynając od najbardziej przyziemnych, jak gotowanie, pisanie czy czytanie, aż po mistyczne słowa mowy węży.

Bardzo często siadali razem przed ogniskiem. Na początku sadzał ją sobie na kolanach i omiatał ich ciała nieprzewidywalnym żywiołem tak, by nie mógł jej skrzywdzić. Uczucie było wspaniałe, ogień przeciekał przez palce, jak gęsty syrop, sącząc się kropla po kropli. Z upływem nieliczonego czasu, ta praktyka wręcz wymuszana była przez dziewczynkę. Robiła to już nie tylko po to, by móc cieszyć się oczyszczeniem, jakie zawsze przynosiła ze sobą moc, ale po to by móc choć przez chwilę leżeć na szerokiej klatce piersiowej Mistrza i słuchać bicia jego serca. A podobno miał je z kamienia.

We wspólnym życiu zawsze towarzyszyły im węże. Wiły się po niewielkich rozmiarów domku w środku lasu, jak żywy dywan, co jakiś czas pozostawiając po sobie ślady w postaci zrzuconej skóry. Nigdy się ich nie bała, były przyjaciółmi, stwarzały bezpieczeństwo przez niechcianymi gośćmi. Traktowała je jak coś normalnego, oczywistego zupełnie, jak poranne śniadanie.

- Moja mała Hebi.

Mistrz tak ją nazywał. Była jego małym wężem, wyjątkowym wśród innych. Jak biała róża wśród niezliczonych kwiatów mieniących się czerwienią. Kimś, kto jednocześnie nie pasował i idealnie uzupełniał cały obraz. Namiastką dobra w sercu potężnego zła.

Często zostawała sama z wężami, a Mistrz nie mówił dokąd idzie, zawsze jednak wracał. Gady traktowały ją, jak jedną z nich. Pozwalały jej na wiele, zawsze pilnując jednak, by nie stało jej się nic, co mogłoby sprowadzić na nie gniew Mistrza.

Jeden z dni, w których Mistrz wracał ze swoich wypraw, zakończył się inaczej. Mężczyzna wszedł do domu i stanął w progu pokoju. Obserwował Hebi z niepokojem na twarzy, nie mówiąc nic. Coś w wyrazie jego twarzy się zmieniło, jednak pozostał opanowany. Powolnym, majestatycznym krokiem podszedł do uczennicy i chwycił w dłoń pukiel jej włosów. Zmieniły swój kolor z jasnego blondu na ciemną czerwień, przechodzącą miejscami w pomarańcz, dopasowując się do wyglądu ognia - zaczęła dorastać.

Od tamtej pory sposób, w jaki traktował ją Mistrz się zmienił, a może to ona zaczęła inaczej patrzeć na świat. Każde przypadkowe dotknięcie odczuwała silnym dreszczem, nieprzyjemnym, ale łaknęła go. Uczucie było jak narkotyk, mocno uzależniające. Może potrafiła się opanować, ale po prostu nie chciała.

Każdą rozmowę wielokrotnie przetwarzała w myślach, doszukując się ukrytego znaczenia. Wspólne posiłki obdarzała największą czcią, starając się nawet na chwilę nie spuścić Mistrza z oczu. A on wyczuwał tą zmianę.

Po upływie nic nie znaczących dekad, kiedy życie zwykłych ludzi toczyło się wśród wojen i głodu, odrębny świat w sercu lasu pozostał nietknięty. Hebi siedziała w otoczeniu węży na podłodze jednego z pokoi i nuciła cichą melodię, która sama powstawała w jej głowie. Wśród wszystkich gadów jeden był wyjątkowy. Czarny jak węgiel, ten którego dostała na początku.

Odwróciła nieznacznie głowę i aż sapnęła zaskoczona. Mistrz pochylał się nad nią, a w jego oczach było coś dziwnego. Musnął opuszkami palców wrażliwą skórę na jej karku, a wtedy po raz pierwszy odczuła strach. I węże to wyczuły.

Ostrzegawczy syk wydobył się z kilkudziesięciu gardeł, zwiastując gotowość na wypełnienie każdego rozkazu Pana.

- Hebi, boisz się mnie? - zapytał miękkim głosem, tak niepodobnym do swojego zwykłego beznamiętnego tonu.

- Nie, Mistrzu - skłamała.

- Wiesz, że jesteś bezpieczna, dlaczego więc odczuwasz niepokój?

Mistrz ponownie odszedł i minęło wiele czasu, który nagle stał się odczuwalny, zanim uświadomiła sobie, że tym razem nie wróci.

Niesamowita pustka ogarnęła jej serce. Coś, co zawsze było przy niej, tym razem zniknęło. Uczucie, że jest potrzebna, że Mistrz ją kocha okazało się złudne. I właśnie wtedy, kiedy zabrakło jedynej ważnej osoby w jej życiu, zrozumiała, że jest uzależniona. Nie potrafiła egzystować bez jego rozkazów. Potrzebowała go w każdej chwili. Nie liczyło się już nic, tylko paląca potrzeba przebywania z Mistrzem.

- Dlaczego mnie zostawiłeś? - padło z jej ust.

  W pytaniu nie było nawet cienia złości, jedynie rozpacz i żal. Cała wizja świata ograniczała się do osoby, która dała jej tak wiele, a jednocześnie zabrała wszystko. Węże stanęły w płomieniach. Z jej oczu nie wypłynęła nawet jedna łza. Serce, jakiekolwiek jeszcze miała, przestało istnieć. Cała radość wyniosła się, ustępując miejsca pustce. Nie było już nic, co mogłoby przywrócić jej świat do pierwotnego stanu.

Pojawiły się wyrzuty. Dlaczego Mistrz ją wychowywał, dlaczego zabrał ją do swojego świata i nauczył wszystkiego, czego tylko mógł? Nie rozumiała sensu obdarzania jej długowiecznością, skoro teraz miała żyć samotnie. Zbyt wiele emocji na raz. Płomienie trawiły każdą deskę wątłego budynku, ale jej samej nic nie groziło. Ogień miał już zawsze pozostać częścią niej.

 Ciała gadów zamiast posłusznie zmienić się w popiół, ożyły, tworząc gromadę ciemnych, zabójczych węży, które zamiast oczu miały czysty płomień. Wszystkie z szacunkiem na nią patrzyły. Nieodparta moc sprawiała, że mogła je kontrolować. Królowa tych, których sama nieświadomie stworzyła. Stała się Hi no Hebi*. Ognistym wężem. A blask pomarańczowej łuny towarzyszyć jej będzie, aż do dnia, gdy w ciele wygaśnie żal samotności.

- Dlaczego mnie zostawiłeś?

____________________
* Hi ni Hebi - z jap. Ognisty wąż.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz