Obsługiwane przez usługę Blogger.
RSS

Widzieć twoimi oczami [cz.1]

Myślałam, że się popłaczę. Całą niedzielę spędziłam na pisaniu tego opowiadania, a wczoraj rano wstałam, a ono zniknęło. Na szczęście jakąś połowę udało mi się zachować :3 dedykuję mojej przyjaciółce za to, że po prostu jest :D Dziękuję Nudelku, a was zapraszam do czytania...
__________________________________________

Usłyszał ciche kroki na korytarzu, zanim ktoś otworzył skrzypiące drzwi. Zorientował się, że do pokoju weszły dwie osoby, jedna z nich była mu doskonale znana, pan Hacer, główny kierownik ośrodka stawiał wyjątkowo pewne i głośne kroki, natomiast tych cichych i delikatnych w swojej ostrożności nie poznawał, były mu całkiem obce.
- Alek, to jest Lena, wolontariuszka, która będzie się od dzisiaj tobą zajmować - rzekł mężczyzna o niesamowicie głębokiej barwie głosu. Nabrał w płuca ze świstem powietrza i przeczesał dłonią krótkie blond włosy. - Muszę zostawić was samych, poznajcie się.
Kolejny odgłos jego kroków rozległ się ze strony drzwi, powoli cichnąc z każdą sekundą. Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę, wyrażając zdenerwowanie i niepewność. Odgarnęła niedbale grzywkę z oczu, ale on przecież nie mógł tego zobaczyć. Odwrócił się w końcu od okna i skierował swoją twarz o pustym spojrzeniu w stronę nieznajomej. Uśmiechnął się ciepło, a na jego policzkach pokazały się dwa słodkie dołeczki. Jego niezbyt długie jasne, niemal białe włosy opadały na czoło i zakrywały prawie całkowicie jedno z oczu.
- Lena? - szepnął cicho, z wyraźną nutą ciepła w głosie. - Jesteś tutaj?
- Jestem - odparła. Jej głos był delikatny, na myśl przywodził śpiew małego skowronka, sprawiał, że ludzie chcieli jej ufać.
- Mogłabyś do mnie podejść?
Nie odpowiadając, dziewczyna ruszyła z miejsca i stanęła na wprost swojego nowego podopiecznego. Chwyciła jego wymachujące na wszystkie strony ręce i cicho się zaśmiała. Niezrażony niczym Alek, przesunął dłońmi wzdłuż jej ciała i niespiesznie zaczął badać każdy element jej twarzy. Buzię miała okrągłą i niebywale miękką. Szczupłymi palcami wyczuł, że uśmiecha się przyjaźnie, a przy tym marszczy mały nosek. Wsunął rękę w jej włosy i przeczesał je do samego końca, tuż za ramionami. Westchnął cicho, odsuwając się nieznacznie i oparł się o zimną taflę szkła.
- Jakiego koloru masz włosy? - zapytał.
- Są ciemnobrązowe - odpowiedziała mu, nadal lekko wystraszonym głosem.
- Ile masz lat? - zadał kolejne pytanie, w ten sposób najłatwiej mógł ją poznać.
- Siedemnaście, a ty?
- Dziewiętnaście - zamyślił się i ponownie odwrócił się w stronę ogrodu za oknem. - Opowiedz mi, co tam jest, proszę - szepnął cicho.
Lena powiodła spojrzeniem na zielony skrawek przyrody. Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów by opisać wygląd wszystkich wspaniałych kwiatów, wyrazić radość z jaką latają ptaki czy po prostu powiedzieć, jak pięknie woda z fontanny odbija światło, rzucając wokół świetlne refleksy.
- Jest tam ogród - zaczęła - cały zielony. Wszędzie rosną kwiaty o tak wielu barwach i kształtach, że trudno je wszystkie opisać. Po kamiennej ścieżce spacerują niewidomi ze swoimi opiekunami, a na środku tego wszystkiego stoi ogromna fontanna. Kąpią się w niej ptaki, rozchlapując wszędzie wodę.
Gdy skończyła mówić, czuła się jakby wyrwana z transu. Zamrugała kilka razy i spojrzała na Aleka. Aż podskoczyła ze strachu. Chłopak siedział z otwartą buzią, a jego puste i chłodne spojrzenie skierowane było wprost na nią.
Ludzie często nie zdawali sobie sprawy z jego niepełnosprawności i traktowali jak zarozumiałego, pozbawionego uczuć nastolatka. Było mu wtedy bardzo przykro i za każdym razem tracił cząstkę swojej wiary w dobroć. Ale bywały również momenty takie jak te, kiedy ktoś z własnej woli chciał mu pomóc, żeby choć na trochę zapomniał o swoich ograniczeniach. Tylko jak miał zapomnieć o tym, że w wieku piętnastu lat całe jego dotychczasowe życie legło w gruzach? Zawsze był optymistycznie nastawionym do życia chłopcem, zawsze starał się pomagać innym. Niespodziewanie, cały jego świat, pełen jasnych barw, rozmaitych kształtów i radości z życia, zatonął w przerażającym mroku, który nie chciał wypuścić go ze swoich obleśnych macek.
- Pięknie opowiadasz - wyszeptał i zamknął otwartą z podziwu buzię.
Zapanowała między nimi cisza tak nieznośna, że Lenie chciało się krzyczeć. Chciała wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, byle tylko przerwać złowrogie milczenie. W końcu to Alek się zaśmiał.
- Co cię bawi? - zapytała lekko się uśmiechając.
- Po prostu cieszę się, że będziesz mnie odwiedzała i wyobraziłem sobie, ile fajnych rzeczy można razem robić.
Lena zawtórowała mu śmiechem. Rzeczywiście już zdążyła polubić tego na pozór wesołego chłopaka. Jej wewnętrzne przeczucie podpowiadało, że tak naprawdę blondyn wcale nie jest taki szczęśliwy na jakiego wygląda. Mieli jednak dużo czasu, żeby poznać się lepiej.
- Wiesz, Alek, na dzisiaj to tyle, muszę wracać - westchnęła. - Przyjdę jutro, dobrze?
Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił, posmutniał. Zeskoczył z gracją kota z parapetu, jakby przez całe życie nie robił nic innego, najzupełniej w świecie podszedł do nowej koleżanki i zdając się na intuicję przytulił zdezorientowaną wolontariuszkę.
- Obiecujesz, że wrócisz? - zapytał z taką ufnością w głosie, że nie miała odwagi, by odmówić.
- Obiecuję - szepnęła, odwzajemniając uścisk.
Delikatnie odsunęła chłopaka od siebie i rzucając mu przepraszający uśmiech, którego nie mógł zobaczyć, wyszła. Głuche trzaśnięcie drzwiami i nastała cisza. Przez chwilę wsłuchiwał się w powoli odchodzące kroki, a gdy w końcu przestał cokolwiek słyszeć, westchnął cicho i powrócił na swoje ulubione miejsce - parapet pod oknem.
Bardzo się ucieszył na wiadomość o nowej wolontariuszce, która miała się nim zająć. Teoretycznie, przez cztery lata nauczył się samodzielności, ale jedną z najgorszych rzeczy, jakie przeszkadzały mu w ośrodku, była ta przerażająca samotność. Był najmłodszy, a starsi ludzie, najczęściej ślepotę otrzymali z wiekiem. Nikogo nie obchodził jakiś młody chłopak, który zupełnie przez przypadek stracił jeden z najważniejszych środków odkrywania świata, na zawsze pogrążając się w ciemności.
Poczuł się niezwykle senny, zmęczony całym dniem. Należało się udać do łazienki. Dziesięć kroków, cicho westchnął. Stanął przed drzwiami i wyuczonym ruchem złapał za klamkę. Kolejny krok, pod stopami wyczuł chłodne kafelki. Zamknął się od środka i powoli zaczął rozbierać. Odkręcił wodę, w prawo ciepła, w lewo zimna. Układ pomieszczenia znał na pamięć, poruszał się w nim pewnie i bez zbędnej ostrożności. W końcu zanurzył ciało w strugach letniej wody i aż zamruczał z przyjemności. Nalał na dłoń jedyny żel, jaki stał na półce i rozkoszując się jego delikatnym waniliowym zapachem, wcierał go w ciało. Nawet się nie zorientował, kiedy zaczęło mu się robić zimno, zbyt długo przebywał w wodzie. Niechętnie wyszedł i zaczął się wycierać. Owinął miękki ręcznik wokół bioder i stanął przed lustrem.
Starał się przypomnieć sobie swoją twarz. Opuszkiem palca przesunął po wypukłości nosa, zbadał owal własnych ust, wykrzywionych w grymasie. W wyobraźni widział siebie takiego, jakim był cztery lata temu. Wiecznie uśmiechnięty słodki blondynek, który zawsze roztaczał wokół aurę ciepła i szczęścia, pomagał staruszkom nieść zakupy, karmił wróble chlebem, czy po prostu asystował młodszym kolegom w odrabianiu lekcji. Kiedyś uwielbiał czytać książki. Pochłaniał je, często przesiadując do późna pod kocem z latarką w ręku. Przestało mu to sprawiać przyjemność, gdy zamiast widzieć czarny tekst na białej kartce, musiał nauczyć się rozumieć kolejność wypukłych kropek. To nie było to samo uczucie.
Dlatego, całym jego światem stała się muzyka. Wybłagał u kierownika odtwarzacz i słuchawki. Z pomocą starszej siostry zgrał na niego wszystkie piosenki, jakie tylko znał i w wolnych chwilach - a miał ich bardzo dużo - siadał na swoim parapecie i po prostu słuchał.
Wysuszony i ubrany, zanurzył się w odmętach ciepłej, puchowej kołderki i ziewnął przeciągle. Sen delikatnie chwytał go w objęcia i spokojnie kołysał, szepcąc ciepłe słowa, mogące swoim brzmieniem przynieść najpiękniejsze marzenia. Poddał się temu błogiemu uczuciu, myśląc o nowo poznanej Lenie i zastanawiając się, dlaczego zdecydowała się na bezinteresowną pomoc ludziom takim, jak on sam.
Następny dzień od samego ran spędził w szkole. Zajęcia niesamowicie mu się dłużyły, nie mógł się doczekać ponownego spotkania z Leną. Przyjaciół jako takich w placówce dla niewidomych nie miał, każda z uczęszczających tam osób, albo była już w kręgu małej grupki innych, albo w ogóle nie chciała się zaprzyjaźniać.
Stał od kilku minut przy ogrodzeniu, czekając na kierownika ośrodka, który miał po niego przyjechać. Mimo, że nie miał trudności z poruszaniem się ze swoją białą laską, to jednak bał się sam jeździć autobusem.
Z każdą chwilą był coraz bardziej zirytowany. Ileż można czekać?
Nagle poczuł na ramieniu nieśmiały dotyk. Zdziwił się lekko, pan Hacer by go po prostu zawołał.
- Cześć Alek - szepnął, a właściwie szepnęła właścicielka dłoni.
- Lena? - zdziwił się. Była ostatnią osobą, której się tam spodziewał. - Co ty tu robisz?
- Dzisiaj to ja cię odbieram ze szkoły - odparła, śmiejąc się perliście. - Kierownik dzwonił i mówił, że coś mu wypadło i poprosił mnie, żebym cię przyprowadziła z powrotem do ośrodka.
Nie potrzebując większych wyjaśnień, chłopak chwycił ją za rękę po czym z uśmiechem rzucił:
- Prowadź, moja kochana wolontariuszko.
Zarumieniła się na jego słowa i po raz pierwszy cieszyła się, ze chłopak nie może tego zobaczyć. Chwilę później dała sobie mentalnego kopniaka za takie myślenie i starając się opanować, pociągnęła nowego podopiecznego w stronę budynku.
Alek z trudem ukrywał uśmieszek satysfakcji. Według niego Lena była bardzo nieśmiała i był niemal pewien, że czuje się zawstydzona sytuacją, w jakiej ją postawił. Szli przez miasto, trzymając się za ręce, jak zakochana para.
W pewnej chwili dziewczyna gwałtownie się zatrzymała, powodując, że blondyn na nią wpadł, omal nie przewracając obydwojga.
- Co się stało? - zapytał zdezorientowany.
W odpowiedzi Lena obeszła go i zakryła mu od tyłu oczy. Miała z tym mały problem, bo Alek był sporo wyższy, ale stanęła na palcach i udało jej się to.
- Nie wygłupiaj się, przecież i tak nic nie widzę - warknął zirytowany.
- Nie prawda. Udawaj, że widzisz, a ja ci to utrudniam - szepnęła wprost do jego ucha. - Wiesz gdzie jesteśmy? - zapytała, a on tylko pokręcił przecząco głową. - Przed nami stoi przepiękny pomnik. Jest to bardzo duży człowiek na ogromnym koniu. Ubrany jest w piękny mundur, na głowie ma czapkę z piórami. Jest naprawdę piękny, wygląda jak żywy, tylko z czasem z braku ruchu skamieniał i stał się marmurem...
W głowie chłopaka coś się zmieniło. Nigdy wcześniej nie patrzył na wszystko z tej perspektywy. Czucie ciepłych palców na powiekach, naprawdę sprawiło, że czuł się tak, jakby świat wokół był po prostu zasłonięty i bez większej trudności, mógłby ponownie wszystko zobaczyć. Ten drobny gest obudził w nim coś na kształt nadziei, wygasłej dawno temu.
Gdy w końcu Lena zabrała swoje dłonie i złapała go za rękę, szepnął tak ciche słowa podziękowania, że był pewien, iż go nie usłyszała. Cóż, dziewczyna jednak miała bardzo dobrze rozwinięty słuch.
- Nie ma za co - odparła, uścisnęła jego dłoń i pociągnęła w bliżej nieokreślonym kierunku, zapewne prowadzącym do ośrodka.
- Jesteśmy - oznajmiła Lena, kiedy dotarli pod bramę miejsca, w którym aktualnie przebywał Alek.
- Dziękuję - odparł i posłał jej ciepły uśmiech. - Wejdziesz?
- Jasne.

Przeszli do pokoju blondyna, a gdy tylko przekroczyli próg, rzucił swój plecak na podłogę nie zważając na późniejszą możliwość potknięcia się o niego. Lena tylko pokręciła z rozbawieniem głową i skierowała się za przyjacielem w stronę kuchni. Zauważyła, jak pewnie stawia kroki w porównaniu do wahań podczas ich spaceru. Obserwowała go, gdy całkiem wprawnie robił kanapkę, korzystając z pokrojonych już produktów, a kiedy usiadł przy stole i zaczął jeść, stanęła koło niego.

- Alek, jak.. - zawahała się - jak straciłeś wzrok?

Jego kanapka zatrzymała się w połowie drogi do buzi. Spojrzał na nią tym swoim nic niewidzącym wzrokiem, a po chwili spuścił głowę. To pytanie było bardzo bolesne, otworzyło całkiem niedawno zasklepioną ranę na jego duszy. Po raz kolejny, na samo wspomnienie, miał ochotę płakać jak małe dziecko.

- To było głupie - odparł. - Byłem naiwnym dzieckiem, zawsze robiłem tom co kazali mi inni. Była impreza, miałem tylko piętnaście lat. Koledzy coś pili, a ja nie chciałem być gorszy. Tylko, że wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ci moi niby-przyjaciele okażą się tacy... dali mi kieliszek z alkoholem. Wypiłem. Co prawda nie cały, bo tuż po zamoczeniu ust poczułem się dziwnie. To był czysty metanol. Lekarze z trudem mnie odratowali, a za swoją głupotę przepłaciłem wzrokiem.

Gdy tylko ujrzała w jego oczach łzy, niewiele myśląc, przytuliła chłopaka.

Nie chciał płakać. Starał się jak tylko mógł. Przez cztery długie lata nie wspominał przy nikim tego incydentu. Pomimo upływu czasu ból, jaki towarzyszył zdradzie pozornych przyjaciół, nie chciał zniknąć. Nie było już niczego, co potrafiłoby wywołać w nim takie emocje. Bezwiednie wtulił się w ramiona Leny. Szukał w nich pocieszenia, ale i zrozumienia.

- Lena - wyszeptał przez płacz. - Proszę pozwól mi... pozwól mi widzieć twoimi oczami.
Wybierz naklejkę lub emotikona

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz