Obsługiwane przez usługę Blogger.
RSS

6. Cisza przed burzą

 - Hej, hej, hej! – zawołał z protestem Aleksander. – Znikam na chwilę, a ty już się do niej dobierasz?
 - Zamknij się. To wszystko twoja wina, miałeś jej pilnować, a całkowicie to olałeś. Sasza, czy ty w ogóle myślisz?! – odparł Luke. – Remon! Już w porządku?
 - Będę miała traumę do końca życia – skwitowała cierpko.- Co to było? Cień? Bo nie jestem pewna. – Rozluźniła się nieco. – Wyglądał okropnie, cały jakby pozszywany, fragmenty skóry. Boże, spanikowałam. Przepraszam Luke.
 -Już dobrze, Remon, wiem, że on wygląda okropnie, ale jest zupełne nieszkodliwy – zapewnił cień.
 - Nieszkodliwy?! – powtórzyła z niedowierzaniem dziewczyna. Potwór z pewnością nie wyglądał nieszkodliwie.
 - Jak najbardziej. W tym lochu mieszka, a właściwie ukrywa się przed światłem Artur. Jest już stary, a kapłanka, która go przywołała najwidoczniej umarła bądź jest bardzo słaba, dlatego nie może w pełni przybrać ludzkiej postaci – poinformował Aleksander.
 Remon wybuchła śmiechem, sama dokładnie nie wiedząc dlaczego. Być może sprawiło to absurdalne wyjaśnienia rudzielca, a może była to dwuznaczność sytuacji, w jakiej znajdowała się z Lukiem. Niewykluczone, że były to obie te rzeczy, a może żadna z nich, w każdym razie Remon roześmiała się tak głośno, że kilka gołębi siedzących za oknem, zerwało się do lotu.
 Obydwaj zerknęli na nią niepewnie.
 - Czy dobrze się czujesz? – zapytał Luke.
 - Dobrze – zachichotała. –Bardzo dobrze.
 - W takim razie chodźmy. Za kilka minut zacznie się dyskoteka – rzekł brunet, zmuszając dziewczynę do wstania.
 Śmiech wciąż jeszcze perlił się w jej gardle, a im bardziej dziewczyna starała się go powstrzymać, tym trudniej jej to przychodziło. Ramiona drgały jej konwulsyjnie, oczy napełniły się łzami, parskała nieudolnie tłumionym śmiechem. Luke spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami.
 - Czy jesteś pewna, że wszystko w porządku? – spytał zatroskany Aleksander, – Jeśli nigdy dotychczas nie widziałaś starego cienia, to musiałaś się nieźle przestraszyć.  Na pewno dobrze się czujesz?
 - Jasne, nie martwcie się, po prostu dostałam napadu śmiechu.
 Obydwaj pokiwali głowami niewiele z tego rozumiejąc. Śmiech Remon w końcu niemal przygasł, dziewczyna jedynie od czasu do czasu kiwała z niedowierzaniem głową i uśmiechała się pod nosem.
 Schodzili po stromych schodach już od dłuższego czasu, kiedy na ich drodze pojawiły się tajemnicze drzwi. Aleksander swoim zwyczajem wtopił się w cień, rzucany przez lampę stylizowaną na pochodnię. Najwidoczniej za przejściem znajdowała się sala balowa, bo z wnętrza dobiegały ich pierwsze takty skocznej piosenki, nie za bardzo pasującej do charakteru zamku. Luke otworzył drzwi, puszczając dziewczynę przodem. Rzeczywiście weszli do sali balowej pełnej rozbawionych nastolatków. Hipnotyczny, pulsujący rytm wabił ich do środka, prosto na parkiet, niczym syreni śpiew.
 Niespodziewanie melodia się zmieniła. Luke westchnął cicho i zwrócił się w stronę Remon.
 - Czy mogę prosić do tańca? – zapytał kłaniając się nisko, niemal tak, jak Aleksander, gdy się przedstawiał.
 Brunetka zesztywniała. Wydawało jej się, że nic już nie jest w stanie jej zaskoczyć, ale nie wzięła pod uwagę zachowania Luka. Przez chwilę się wahała, ale ostatecznie kiwnęła twierdząco głową. Co miała do stracenia?
 Przytulali się, niespiesznie kiwając biodrami w rytm którejś z rzewnych ballad Taylor Swift. Od razu ściągnęli na siebie uwagę połowy sali. Przecież nie codziennie najprzystojniejszy chłopak w klasie tańczy z dziewczyną, uważaną przez miejscowych za dziką i niebezpieczną. Niewidzialna siła, która zdawała się wcześniej odpychać ich od siebie, zniknęła bez śladu. W jego ramionach Remon czuła się silna, czuła, że wszystko jest takie, jakie być powinno. Była to niezwykle miła odskocznia od ostatnich szokujących wydarzeń. Przez całe życie była szkolona na zabójcę, jej ciało było idealnie skoordynowane, a ruchy osiągały perfekcję. Nikt jednak nie przygotował jej na śmierć. W całym tym szkoleniu popełniono jeden wielki błąd. Nie zauważono, jak krucha jest psychika dziewczyny. Nikt jej nie przygotował na pojawienie się nadprzyrodzonych istot, znanych z mitów i legend.
 - Odpręż się – szepnął Luke wprost do jej ucha, wyrywając z rozmyślań. – Jesteś strasznie sztywna.
- Przepraszam. Nie umiem tańczyć – odparła ze spuszczoną głową. Chłopak mógłby przysiąc, że na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- Po prostu się rozluźnij i pozwól mi prowadzić – wciągnął głęboko powietrze. – Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego masz na imię Remon… – Obrzuciła go pytającym spojrzeniem. – Pachniesz jak cytryna. Zaczyna mi się od tego kręcić w nosie…  Ale… – chciał coś jeszcze dodać, lecz zamilkł.
 - Co za zbieg okoliczności, ten cień w lochu nazwał mnie Zitronem. O ile dobrze pamiętam, to niemiecka wersja mojego imienia.
 Niewidzialny grymas przebiegł przez twarz bruneta. W jego umyśle wszystkie elementy układanki wskakiwały na swoje miejsca. Zitron, zapach cytryn, szmaragdowe oczy, wizje, rytuał w lesie. Wszystko zaczęło nabierać kształtów, a prawda wstrząsnęła do reszty jego duszą. Dziewczyna, z którą potrafił się zaprzyjaźnić, do której coś go ciągnęło, która wydawała się zwykłym człowiekiem. Remon, czarnowłosa nastolatka była łowcą. Ostatnim, cholernie ważnym łowcą.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz