Obsługiwane przez usługę Blogger.
RSS

9. Witamy w rodzinie

 Podróż nie należała do najprzyjemniejszych. Przez cały czas Remon była pewna, że każdy samochód, jaki się za nimi zatrzymuje, jest wozem pełnym łowców, albo, że za chwilę pojawią się przed nimi znikąd i wszystko zakończy się zderzeniem.
 - Mała, odpręż się – polecił z chytrym uśmiechem Aleksander. – Jedziemy prościutko na Syberię, do mojego domu. Tam nie ma wstępu żaden łowca.
 - Nie chcę się czepiać, ale chyba ja też jestem łowcą – skomentowała cierpko.
 Dziewczyna oparła policzek o chłodną szybę. Uspokoiła oddech. Zaschło jej w gardle, a w głowie dudniło. Zastanawiała się, czy ma to jakiś związek z Zitronem. Metaliczna woń samochodu wywoływała u niej senność. Spojrzała na siedzącego obok Luka. Światło zachodzącego słońca rzucało ciepłe przebłyski na jego twarz. W innych okolicznościach uznałaby to za piękne, ale coś było nie tak. Brunet wyglądał na półprzytomnego. Miał zamknięte oczy, ciężko oddychał, a z rozchylonych ust wystawały końcówki wydłużonych kłów.
 - Luke? Dobrze się czujesz? – zapytała z troską, przysuwając się bliżej.
 - Nie radzę – powiedział Sasza. – Jest wyczerpany i potrzebuje krwi, więc nie radzę się zbliżać. Jak przypuszczam, mocno nadużył wpływ i telekinezę, żeby cię tu sprowadzić.
 - Luke – szepnęła zaskoczona.
 Chłopak z trudem otworzył oczy i uśmiechnął się blado, jeszcze bardziej ukazując zęby. Remon aż otworzyła buzię z zaskoczenia. Jego tęczówki straciły złoty blask. Stały się bordowe, niemal świeciły czerwienią.
 - Śpij – rozkazał władczym tonem.
 Powieki nagle zrobiły się jeszcze cięższe. Świat Remon pogrążył się w ciemnościach. W ciemnościach, wśród których połyskiwał szmaragdowy blask. Stanęła na wprost potężnego smoka.
  - Nie ładnie tak – zauważył kwaśno Sasza. – Używanie wpływu w twoim stanie? Masz szczęście, że ona była bardziej zmęczona niż wyglądała.
 - Nie komentuj. Muszę zapolować – skrzywił się mimowolnie. – Za pół godziny na tej stacji.
 Mijali właśnie znak informujący o możliwości zatankowania samochodu i zjedzenia czegoś. Aleksander tylko westchnął cicho i nim zdążył cokolwiek powiedzieć, jego przyjaciel wyskoczył przez okno.
 Luke tropił jakiegoś dilera. Dzisiaj nie miał tyle sił co zwykle. A choć trzymał się w cieniu, mężczyzna był czujny i niespokojny. Zdążył wyciągnąć pistolet. Rany po kulach nie mogły zabić wampira, ale skutecznie przeszkadzały w życiu.
 Brunet rzucił kamieniem o ścianę budynku przed sobą. Kiedy diler rozejrzał się niespokojnie na boki, żeby ustalić źródło hałasu, Luke rzucił się na niego. Powalił go na ziemię i wbił zęby w tętnicę, zanim przerażony facet zaczął krzyczeć.
 Krew, która wypełniła mu usta, miała paskudny posmak, była zanieczyszczona narkotykami i chorobą. Luke połykał ją łapczywie, przytrzymując wyrywającą się ofiarę. Wiedział, że może zabić tego człowieka, że może się nie pohamować, ale nic go to nie obchodziło. Liczyło się tylko zaspokojenie głodu. Jego ciało odzyskiwało siły. Pożywiał się szybko, pił do woli. Niemal pozbawił dilera krwi, ale nadal czuł głód. Wiedział jednak, że kolejne łowy tej nocy, to zbyt wielkie ryzyko, a i tak marnują cenny czas na postój. Lepiej było zaczekać, aż ta porcja krwi zadziała, niż dać się złapać w sidła łowców, przez własne łakomstwo.
 Nawet nie silił się na ukrycie ciała. Zostawił je pomiędzy obskurnymi budynkami i wrócił do samochodu, cały ubrudzony krwią.
 - Jedziemy? – zapytał Sasza, krzywiąc się nieznacznie na widok przyjaciela.
 - Im szybciej dojedziemy, tym lepiej – odparł Luke, usadawiając się wygodnie na tylnym siedzeniu obok śpiącej Remon.
* * *
 Brunetka obudziła się w nieznanym pokoju. Znowu. Zaczęła to traktować jako coś oczywistego, gdzie nie pójdzie spać, obudzi się w nowym miejscu. Tym razem nie było żadnego paraliżu – jedyny plus.
Za oknem panowała ciemność. Remon przeciągnęła się leniwie i poczuła ucisk w żołądku. Dziwnym trafem odszukała i zapaliła lampkę zalewając pokój ciemnożółtym światłem. Po jej przyjaciołach nie było nawet śladu. Nic nie wskazywało, dokąd poszli, ani nie sugerowało, że odeszli na dobre. Ale chwila, coś było. Mała karteczka położona na poduszce, zapisana zgrabnymi literami:
 Jak się obudzisz, zejdź na dół
Aleksander.
 W pośpiechu zerwała się z łóżka i wyszła z pokoju. Znalazła schody, powoli, stopień po stopniu schodziła nieufnie ku nieznanemu. Bała się, choć sama nie wiedziała czemu. Przypuszczała, że jest już w domu Saszy, ale niczego nie była pewna.
 Kiedy jednak zeszła po schodach, zobaczyła Luka, siedzącego na kanapie w towarzystwie dwóch identycznych dziewczyn. Obydwie, brązowowłose panny przytulały się do bruneta, łasząc się o uwagę. A chłopak tylko jadł biały chleb, pokrojony na maleńkie kawałki i maczany w gęstym miodzie, nadającym mu wygląd płynnego bursztynu.
 Remon stanęła jak wryta na schodach, wstrząśnięta absurdalnością tej zwyczajnej na pozór sytuacji.
 - Nie wiem, jak możesz to jeść – skrzywiła się kobieta, która właśnie weszła do pokoju razem z Aleksandrem. – Słodkie jak diabli.
 - Wyśmienite. – Luke uśmiechnął się od ucha do ucha i oblizał palce, co wywołało głośne, rozmarzone westchnięcia szatynek obok niego.
 W końcu Remon zebrała w sobie całą odwagę i zeszła kilka schodków niżej. Aleksander i, jak zgadywała, jego matka zwrócili się w jej kierunku. Luke także na nią spojrzał, ale jego złote oczy nic jej nie mówiły.
 - Cześć – powiedział głosem ciepłym i ciągnącym się jak miód, którym się raczył.
 - Wyglądasz jak pół dupy zza krzaka, mała – oceniła kobieta z siwymi włosami, niedbale spiętymi w kok.
 Za to Sasza zjawił się natychmiast przy niej, podając ramię.
 - Pozwól, że ci przedstawię moją rodzinę. – Podprowadził ją bliżej towarzystwa. – Moja najdroższa matula, Olena Bielikowa i moje trzy siostry: Mariszka, Nadia – odwrócił się i wskazał ręką na parapet – oraz Natasza.
 Przy oknie siedziała jedna z – jak się okazało- trojaczek.  Zupełnie ignorowała otoczenie, zajmując się czytaniem książki. Gdy jednak usłyszała swoje imię, wychyliła się nieznacznie w stronę zamieszania, kiwnęła Remon głową i powróciła do czytania opasłej księgi.
 Zapadłą cisza zakłócana jedynie odgłosami dochodzącymi z telewizora. Jak gdyby nigdy nic, Olena uciekła do innego pomieszczenia, ciągnąc ze sobą swojego syna. Remon spoglądała to na Luka, to na siostry. Zauważyła, że były identycznie ubrane w granatowe bluzki i czarne szorty. Natomiast Luke miał na sobie białą koszulkę i szare, dresowe spodnie.
 Westchnął ciężko, zepchną z kolan jedną dziewczynę i wstał.
 - No cóż Remon… Musimy porozmawiać.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz