Obsługiwane przez usługę Blogger.
RSS

4. Jak się sprawy na świecie mają

 - Cieniem? Jesteś chory umysłowo! –dziewczyna wrzasnęła na Bogu ducha winnego Luka.
  Chłopak w mgnieniu oka pojawił się przed nią i Remon zbyt późno doszła do wniosku, że bezpośrednia konfrontacja z nim nie jest najrozsądniejszą rzeczą.
 -Niezbyt uprzejmie zwracasz się do człowieka, który ocalił ci życie.
 - Człowieka?  Ty nie jesteś człowiekiem! 
  Znieruchomiał, słysząc oskarżenie i widać było, że starał się panować nad wyrazem swojej twarzy.
  A jednak musiała to wiedzieć. Niewiedza może i jest błogosławieństwem, ale niesie też ze sobą straszliwe niebezpieczeństwo.
 - Ja… cię widziałam. We śnie. – Zadrżała, gdy to wspomnienie przemknęło jej przez głowę. – Twoje kły…
 - Oh, zamknij się! – wrzasnął. – Zrozum jedno dziewczyno. Jako wampir mam obowiązek cię zabić, ale ja tego nie zrobiłem, a wręcz przeciwnie, uratowałem ci życie!
 - To może trzeba było pozwolić mi zginąć! – Agresja, z jaką wybuchła, bardzo ją zdziwiła.
 Nastała cisza. Mierzyli się wzrokiem, żadne nie chciało ustąpić. Gdyby doszło do rękoczynów, Remon była by na przegranej pozycji. Jak powiedział cień, miała w sobie truciznę, co uniemożliwiało chodzenie.
 - Sasza! – warknął w końcu brunet. – Zajmij się tą dziewczyną, bo ja nie wytrzymam.
 Jak tylko to powiedział, z cienia rzucanego przez telewizor wyłonił się rudzielec. Ze zwykłą sobie gracją, ukłonił się i z politowaniem pokręcił głową. Oburzony Luke wyminął go i zniknął gdzieś za drzwiami.
 - Przepraszam za jego zachowanie, ale Luke ma problemy z zachowaniem spokoju – zaśmiał się pod nosem cień.
 - Jak się nie zamkniesz, to ty będziesz miał problemy! – odkrzyknął wampir z innego pokoju.
 W odpowiedzi Sasza ponownie się zaśmiał i wyszedł. Zbiło to Remon z tropu. Cóż, zachowanie tych dwóch budziło wiele zastrzeżeń. Po chwili, jednak chłopak wrócił, niosąc szare pudełko opatrzone czerwonym krzyżykiem.
 - No ślicznotko, pokaż nóżkę, trzeba zmienić opatrunek.

  Na jego twarzy malowała się fascynacja.
   Brunetka posłusznie podniosła lekko prawą nogę, a Aleksander zabrał się za zdejmowanie starego bandaża.  Rana wyglądała na zasklepioną, powoli tworzył się strup.
 - Jak długo byłam nieprzytomna? – zapytała.
 - Kilka godzin. Ale to zadziwiające, jak szybko twoje tkanki się regenerują. Nawet gdybyś była łowcą…
 - Kim są łowcy?
 Jej pytanie zawisło w powietrzu. Cieniowi niezbyt spieszyło się z wyjaśnieniem. Przetarł czymś ranę, a cienka stróżka krwi pociekła po jej udzie.
 Jej widok uspokajał ją w jakiś dziwny sposób. Zawsze tak było.
 Kiedy była młodsza, gdy presja stawała się zbyt wielka, gdy czuła, że dłużej już nie wytrzyma, wystarczała niewielka ranka, by zmniejszyć napięcie.
 Pierwsza powstała przypadkiem. Obierała jabłka i nóż jej się omsknął. Przecięła sobie wnętrze dłoni u podstawy kciuka. Trochę bolało, ale kiedy z ranki popłynęła stróżka jasnego szkarłatu, nie poczuła paniki czy strachu. Poczuła fascynację. Oraz niezwykły… spokój. 

 Kilka miesięcy po tym zaskakującym odkryciu znów się zacięła, tym razem celowo. Robiła to zawsze potajemnie i nigdy nie miała zamiaru się skrzywdzić, czy zadać sobie ból. Co dziwniejsze, ranki bardzo szybko zarastały i nie miała po nich blizn. Zaczęła ciąć się coraz częściej, zawsze gdy chciała poczuć ten niezwykły spokój.
  Zimny dotyk przerwał jej rozmyślania. Długimi palcami Aleksander rozprowadzał galaretowatą maź, uśmiechając się znacząco.
 - To zneutralizuje truciznę. – wytłumaczył.
 - Dobrze, ale nadal nie wytłumaczyłeś mi, o co chodzi z łowcami, cieniami i wampirami – skarciła go wzrokiem.
 - Wiesz, co to Wielka Wojna?
 - Ta pomiędzy Bogiem a Szatanem? Gdzie anioły między sobą walczyły? – zdziwiła się – Nie mów mi tylko, że one też sobie chodzą między ludźmi.
 - Spokojnie, ich na razie nie musisz spotykać, pojawią się, kiedy, bo ja wiem, umrzesz? – wysilił się na ukrycie uśmiechu, co mu nie wyszło – Wracając do tematu. Podczas tej wojny powstały istoty światła, czyli łowcy i istoty mroku, czyli cienie. Wielka równowaga i tak dalej. Ale powstały jeszcze wampiry. Są to stworzenia z pogranicza każdego gatunku. No i tu mamy problem, jak zawsze cienie były wrogie w stosunku do łowców, łowcy nienawidzili cieni, to wszystko się skomplikowało, bo między to wszystko wplątały się nieszczęsne pijawki…
 - Słyszałem to – warknął Luke przerywając opowieść.
 - Od tamtej pory trwa wielka wojna pomiędzy tymi trzema rasami.- Zignorował oburzenie przyjaciela, kończąc owijać nogę dziewczyny w czysty bandaż.
 - W takim razie, dlaczego ty i Luke się przyjaźnicie?
 - Moją rodzinę zabiły inne wampiry. – Niespodziewanie brunet włączył się do rozmowy, wchodząc do pokoju.- I popaprana rodzinka tego szaleńca mnie wychowała.
 - Nie będę rozwijał, dlaczego on uważa moją rodzinę i mnie za niezrównoważonych psychicznie…
 - Nawet nie chcę wiedzieć. – ucięła mu Remon. – To, co w końcu jest nie tak?
 - Żeby cienie mogły istnieć na Ziemi, potrzebne są kapłanki. I tu pojawia się problem, bo ten rytuał w lesie odbywał się z udziałem owych kapłanek i łowców, którzy w normalnych warunkach urządziliby krwawą jatkę. – sprostował wszystko cień.
 - Trudno mi w to wszystko uwierzyć – uśmiechnęła się cierpko. – O ile jeszcze jakoś rozumiem cienie, to jak ty ukrywasz swoje kły?  -  zwróciła się bezpośrednio do bruneta.
 - Jestem taki, jakim mnie widzisz w tej chwili… i taki, jakim mnie widziałaś w swojej wizji.  – odparł chłodno.
 - A więc pokaż mi to. Chcę zobaczyć tamtego Luka. Chcę wiedzieć, z kim tak naprawdę mam do czynienia. Tak będzie sprawiedliwie.
 - To, czego chcesz mnie nie obchodzi.  Sasza, jak już wydobrzeje, to odprowadź ją do domu. Nie mam zamiaru bawić się w niańkę. Wychodzę.
 Minęło kilka pełnych napięcia chwil. Luke swoim „nic mnie nie obchodzi” krokiem przeszedł przez niewielkie pomieszczenie, a chwilę później dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi. To by było na tyle z obecności krwiopijców.
 - No, mała trucizna powinna przestać działać w ciągu kilku minut… Czas się zbierać.
 Rzuciła mu pełne oburzenia spojrzenie.
 - Ile ty masz lat, żeby mówić do mnie mała?
 - Jedynie 17, ale to i tak o dwa lata więcej niż ty. Ale wiesz, ja jestem cieniem, a ty zwykłym człowiekiem.
 – To wszystko… - zawahała się przez chwilę – Nie, to nie może być prawda. Boże, powiedz mi, że to nie dzieje się naprawdę!
* * * 
   Przytłumione szepty dochodziły z rozległych piwnic. Zebranie, rada starszych. Czterdziestu sześciu mężczyzn i dwadzieścia dwie kobiety zgromadziło się w jednym pomieszczeniu. Wszyscy mieli dziwne szare peleryny. Jeden z nich, wyraźnie podstarzały osobnik, stanął na podium, uniósł ręce ku sufitowi i przemówił głębokim głosem:
 - Stało się! Za cztery księżyce Zitron powróci, a chwała przeniknie jemu wiernych. Radujcie się albowiem już wkrótce gniew Jego Majestatu obróci ich wszystkich w pył, a Ziemia i ludzie zostaną uwolnieni od nędznych pijawek!
Odpowiedziały mu gromkie brawa i okrzyki aprobaty. Staruszek uśmiechnął się pod nosem, jego twarz nadgryziona zębem czasu rozjaśniła się. Był naprawdę, naprawdę zadowolony.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz