Obsługiwane przez usługę Blogger.
RSS

7. Czy ja oszalałam?

 Gdy tylko impreza integracyjna się skończyła, Luke wrócił do domu i pobiegł w stronę biblioteczki. Drżącymi dłońmi przerzucał kartki wielkiej, oprawionej w skórę książki. Jego złote oczy szybko przesuwały się po papierze, szukając czegoś. Był naprawdę roztrzęsiony.
 - To gdzieś musi być – syknął sam do siebie.
 Aleksander pojawił się znikąd, jak to zwykle robił i usiadł na brzegu łóżka. Przez dłuższą chwilę przypatrywał się Lukowi z rozbawieniem. Mina mu zrzedła, gdy zobaczył, co Luke tak nerwowo kartkuje.
 - Do czego ci potrzebne „ Dzieje Ras”? – zapytał, podchodząc bliżej przyjaciela.
 - Kojarzysz tą przepowiednię? Wiesz, o Zitronie i Gorudo. – Zmrużył oczy, przyglądając się wyraźnie na wpół wyblakłym literom – Jest, patrz.
 (…) Pan zapowiedział w gniewie, że gdy narodzi się ostatnia istota światła, zaklęty zostanie w niej święty szmaragdowy smok, nazywany Zitronem i zniszczy wszystko, co powstało z mroku i światła. Gdy Lucyfer dowiedział się o Jego planach, sprawił, że kiedy nadejdzie ten czas, przeklęty złoty smok o imieniu Gorudo wstąpi na duszę bliską istocie światła. Odpowiedzialność złożona na barki ostatniej jest wielka, albowiem od tego, czy zdoła poświęcić duszę tak bliską jej własnej, zależeć będzie los wielu.
 - Nie myślisz chyba, że…
 - Tak, mam co do tego pewność, że ona jest ostatnią z łowców. Sprawdziłem jej dane w kartotece szkolnej. Jej prawnym opiekunem jest… – zawiesił się na chwilę, nieświadomie budując jeszcze większe napięcie. – Agnar Archibald.
 - Ten Archibald? Przywódca klanu łowców?!
 - Tak… Remon jest teraz w wielkim niebezpieczeństwie. Zgodnie z rytuałem, mamy 4 miesiące, żeby znaleźć wyjście z tej sytuacji… – zaklął cicho pod nosem. – Przecież oni nawet teraz może być poddawana ich „sposobom” na przygotowanie jej do dzierżenia potęgi tego smoka.
 Sasza spojrzał na Luka. Jego twarz pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu. Jego oczy były zimne i nieobecne. Widział zbyt wiele okrucieństwa w życiu, wiedział, że wszystko może się zdarzyć. Widział na własne oczy, jakich sztuczek używają łowcy, by osiągnąć zamierzony cel. Nie zawahają się przed niczym. Wiedział to, ale nawet nie zdawał sobie sprawy, jak blisko był prawdy.
 * * *
 - Dzień dobry, Remon – następnego dnia rano powitał dziewczynę podstarzały mężczyzna.
 - Dzień dobry, dziadku – odparła z wahaniem i spojrzała za plecy mistrza. – Co to za furgonetka?
 - Chodź ze mną i zerknij. – Zaczął wycofywać się do furtki, przywołując niecierpliwie wnuczkę. – No dalej. Nie stój tam, tylko chodź.
 Brunetka spojrzała na ścieżkę, a potem na swoje stopy. Miała na nich zielone skarpetki – jedna w różowe groszki, a druga w niebieskie. Ścieżka była dość kamienista.
 - Poczekaj, pobiegnę założyć buty – zawołała za dziadkiem.
 - Nie ma takiej potrzeby, to tylko na chwilę – zapewnił. – W furgonetce jest coś, co muszę ci pokazać.
 - Skoro tak… – odrzekła, z ociąganiem schodząc na ścieżkę.
 Czuła pod stopami szorstki i zimny żwir. Małymi kroczkami dreptała za dziadkiem, który gestami pokazywał jej, aby się pospieszyła. Krzywiąc się, zwiększyła tempo, aż stanęła przy szarej furgonetce zaparkowanej przed furtką. Mężczyzna otworzył tylne drzwi i wskazał ręką wnętrze pojazdu.
 - To jest z tyłu, wskakuj i obejrzyj sobie.
 - Z tyłu furgonetki?  – spytała z lekką obawą.
 - O co chodzi? Nie ufasz mi? – zawołał zirytowany starzec i przyglądał jej się z pytającym wzrokiem.
 Remon nie była pewna, co ma na to odpowiedzieć. Dziadek nigdy się tak nie zachowywał, zawsze był spokojny i opanowany, a z twarzy nie schodził mu chytry uśmieszek. Tym razem był naprawdę czymś podniecony. Emocje zawładnęły nim na tyle, że nie był w stanie tego ukryć. Co jak co, ale był również jedyną osobą, która się nią opiekowała.
 - Okej, już idę – zgodziła się ostatecznie i na czworaka wpełzła do wnętrza furgonetki. Było tam ciemno i śmierdziało stęchlizną.  – Czego tak właściwie mam szukać?
 -Musisz przesunąć się jeszcze kawałek do przodu – odparł Agnar.
 Remon posłuchała go i starała się dojrzeć cokolwiek. W końcu spostrzegła zwinięty w kącie sznur, jakieś stare buty, i butelkę, w której – jak przypuściła – był olej.
Drzwi nagle trzasnęły z hukiem i dziewczyna pogrążyła się w całkowitych ciemnościach. Instynktownie wróciła na czworaka tam, skąd przybyła. Po omacku szukała klamki, a gdy w końcu ją znalazła, drzwi okazały się zamknięte.
 - Dziadku, wypuść mnie! – krzyknęła.
 W ostatnim czasie stała się strachliwa, ale nie teraz. Niby nic takiego wcześniej się nie wydarzyło, ale mistrz często wystawiał ją na próbę. Opanowała swój strach przed ciemnością. Naprawdę podczas tej imprezy integracyjnej nabawiła się małej traumy. Uśmiechnęła się pod nosem, na wspomnienie Luka i Aleksandra.
 Zaburczał silnik, a znajome uczucie kołysania i łomot blachy podpowiedziały brunetce, że samochód ruszył. Usłyszała jeszcze ciche syczenie, a potem zapadła się w błogiej nieświadomości.
 * * *
 - W czym mogę pomóc? – Zapytał jeden ze strażników, stojących przy bramie. Przed nim stało dwóch nastolatków, uważnie mierzył ich wzrokiem. – Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale przychodzenie tutaj, jest jak samobójstwo. Macie szczęście, że mistrza nie ma, a ja mam zakaz dokonywania nieautoryzowanych zabójstw.
 - Spokojnie kolego – uśmiechnął się szeroko Sasza. – My tylko po Remon.
 - Panienki nie ma w tej chwili. – Tonem głosu oświadczył, że to koniec rozmowy.
 - A gdzie jest? – dopytywał się Luke. – To naprawdę ważne.
 - Pojechała gdzieś z mistrzem… – zamyślił się, jakby chcąc dodać coś jeszcze – A teraz znikajcie, to miejsce jest tak przesiąknięte światłem, że naprawdę nie polecam wam wchodzić. Przynajmniej nie tobie – zwrócił się bezpośrednio do Aleksandra.
  Luke zaklął pod nosem. Obydwaj odeszli stamtąd w milczeniu. Sprawy nabrały nieciekawy obrót. Niechętnie, ale musieli przyznać, że strażnik miał rację. Był łowcą, ale dziwnie miłym. Zachowywał się jakby wcale nie miał nic przeciwko istotom mroku, a jednak zbyt bał się czegoś, by otwarcie to przyznać. Co się z tym światem dzieje?
 * * *
 Gdy tylko Remon odzyskała przytomność, stwierdziła ze zrezygnowaniem, że nie może się ruszyć. Żadną ręką, nogą, głową, czy choćby jednym palcem. Nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Poza tym mdliło ją okropnie, a w głowie szumiało. Nie potrafiła sobie przypomnieć, co się stało. I wtedy coś znowu poruszyło się w jej głowie, jakby próbując się uwolnić. Ból eksplodował w jej głowie, ale nie mogła nawet otworzyć ust.
 Minęło kilka chwil, nim z wielkim trudem uniosła powieki. Od razu je zamknęła, nie miała siły, były za ciężkie… Jeszcze raz otworzyła oczy i jej nieco zamglony wzrok padł na prawą dłoń, leżącą tuż przy głowie. Tak, to przecież musi być jej ręka, ale dlaczego nie jest posłuszna? Poza tym czuła ją. To nie mógł być całkowity paraliż, który sprawia, że znikają wszystkie odczucia. Ona czuła swoje ciało. Czuła, że leży na czymś miękkim i to w niezbyt wygodnej pozycji, bo z głową dość ostro przechyloną na bok.
 Uderzyło ją uczucie déjà vu. Już kiedyś obudziła się w nieznanym miejscu, z częściowym paraliżem i okropnym bólem głowy. Nawet była w stanie to zaakceptować, gdyby nie fakt, że powoli, wraz z czuciem wracała jej pamięć. Przypomniała sobie, dlaczego tu jest, ale nie miała pojęcia, po co.
 Coś trzasnęło za jej plecami. Po odgłosie stwierdziła, że były to drzwi. No cóż, gość w dom, Bóg w dom.
 - Widzę, że się obudziłaś, Remon. - Ten głos należał do jej dziadka. – Naprawdę mi przykro, ale czas najwyższy, byś przyjęła swoje dziedzictwo. Jesteś jedną z nas, ostatnią istotą światła. Ofiarą dla Zitrona.
 Z jego ostatnimi słowami to coś w głowie niespokojnie się poruszyło, powodując nasilenie bólu. Zaskomlała cicho, niezdolna do wykonania jakiejkolwiek innej czynności. I wtedy po jej umyśle przeszła fala mocy, coś jakby tam pękło i rozlało się po wnętrzu dziewczyny. Ból osłabł, a w jej myślach pojawił się ktoś obcy. I ten ktoś przemówił dostojnym i poważnym głosem:
   Witaj

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz