Obsługiwane przez usługę Blogger.
RSS

Poświęcenie [cz.2 ost.]

 Nadeszło w końcu święto Ateny, bogini mądrości. Wielu odetchnęło z ulgą. Większość niewolników wciąż pracowała ciężko przy karczowaniu lasu. Trudzili się nie tylko po to, by zrobić miejsce pod namioty, które trzeba będzie wznieść, lecz także by uzyskać otwartą przestrzeń dla gier i zawodów, jakie miały się odbyć. Podczas tego typu świąt zawsze urządzano konkursy w rozmaitych dziedzinach sportu i Ateny nie mogły być wyjątkiem.
 W całym mieście panowała wielka cisza. Wszyscy zajęli się sobą. Każdy chciał wystroić się najlepiej jak potrafił. Mężczyźni korzystali z łaźni. Wylewali wodę na mocno rozgrzane kamienie. Para działała orzeźwiająco i wzmacniająco. Oliwnymi gałązkami chłostali muskularne ciała, raz po raz wybuchając śmiechem.
 Po kąpieli z wrzaskiem biegli do ujścia rzeki i chłodzili się tam świeżą, zimną wodą. Wracając, wyśmiewali się nawzajem ze swoich pokurczonych z zimna członków, a złośliwe uwagi ponownie wywoływały salwy śmiechu. Kobiety i dzieci z piskiem uciekały na boki.
 Gospodynie napełniały drewniane misy wodą. Czesały sobie nawzajem włosy i wkładały najpiękniejsze ozdoby. Prześcigały się w upinaniu pięknych fryzur.
 Nie wszędzie jednak było tak wesoło.
 Zoe została oddana pod opiekę driad, które przygotowały ją do ceremonii składania ofiary. Dały jej do picia ambrozję, przyniosły wielką balię z gorącą wodą, a po kąpieli natarły jej ciało różanymi olejkami. Suknia, jaką dostarczyły, była cała złota. Na stopach zapięły jej sandałki z brązowymi rzemykami, a na koniec wpięły jej we włosy opaskę z dwoma sowimi piórami - symbolem mądrości.
 Do ręki dostała sztylet wykuty w kuźni Hefajstosa. Jego rękojeść wykonana była z kości słoniowej, oraz wysadzana drogocennymi kamieniami, a ostrze lśniło metalicznym blaskiem. Piękne narzędzie do zadania szybkiej śmierci.
 Ostatecznie została sama ze swoimi myślami, które krążyły wokół Krisa. Wspominała każdą wspólną chwilę, każdy jego uśmiech, każde słowo. Pozwoliła płynąć, długo powstrzymywanym łzom. Miały zabrać od niej pustkę i cierpienie samotności. Zdążyła pokochać chłopaka, jak swojego najlepszego przyjaciela, a nawet i bardziej. Nieświadomie przesunęła palcem po ustach, zatracając się we wspomnieniu pocałunku. Nie zdążyła mu nawet za wszystko podziękować...

***

 Wielka sala była przygotowana. Wszyscy bogowie i boginie zgromadzili się w niej, oczekując ofiary, upamiętniającej narodziny jednej z nich - Ateny. Na środku umieszczony został kamienny ołtarz, przyozdobiony gałązkami oliwek. Nadszedł czas, by kapłanka dowiedziała się o tożsamości ofiary.
 Zoe weszła powoli do pomieszczenia i uklęknęła przed bogami. Czekała w milczeniu.
 - Przyprowadzić - rozkazała krótko bogini mądrości.
 Przez ogromne drzwi wkroczył młody mężczyzna. Serce białowłosej na chwilę stanęło gdy rozpoznała w nim Krisa.
 On także ją poznał i uśmiechnął się blado. Trzy driady w białych tunikach podprowadziły go do ołtarza i przykuły do niego.
 - Przeprowadź rytuał, kapłanko - rzekła Atena.
 Zoe na drżących nogach wstała i kurczowo trzymając dłoń na rękojeści ostrza podeszła do chłopaka. Spojrzała w jego cudowne oczy i ku jego przerażeniu padła na kolana.
 - Dam wszystko za jego uwolnienie - szepnęła tak cicho, że Kris był pewien, iż usłyszeli ją tylko ci, którzy znajdowali się najbliżej. Patrzyła w dól. Trudno było powiedzieć czy na podłogę, czy na pantofel bogini.
 Szczery ton jej głosu przeraził Krisa. To nie było bezpieczne. Czyżby dziewczyna sądziła, że ma wobec niego jakiś dług? Czy też uważała, że musi to zrobić, ponieważ uratował jej życie?
 Atena wstała i dotknęła palcami białych włosów kapłanki. Mówiła równie cicho, ale jej oczy błyszczały niemal zwierzęcym podnieceniem. Spoglądała gdzieś w dal, jakby szukając natchnienia.
 - Czyż nie służysz mi już całą sobą? Czyżby pozostało w tobie coś, co nie należy jeszcze do mnie?
 Zoe podniosła wzrok i spojrzała prosto w błękitne oczy bogini. Kris chciał krzyczeć, ostrzec ją, ale nie dał rady wydobyć z siebie żadnego odgłosu.
 - Być może mogłabym ofiarować siebie zamiast niego.
 Atena uniosła lekko kąciki ust, ale nie sprawiała wrażenia rozbawionej.
 - Raczej nie - powiedziała. - Twoje życie już i tak jest moje.
 - Musi jednak istnieć coś, co mogę ci dać - upierała się Zoe.
 Bogini przytknęła wskazujący palec do swych karminowych ust i postukała lekko.
 - Nie.
 Jedno słowo zniszczyło całą nadzieję, kryjącą się w sercu dziewczyny. Wiedziałam, pomyślała i zagryzła wargę, by powstrzymać histeryczny szloch wzbierający w jej gardle. Nie dość, że Kris się nią zaopiekował, to jeszcze ona miałaby go zabić. Całe ciało wyrażało protest. Nie mogła tego zrobić i nie chciała okazać słabości.
 Wstała z klęczek i odsunęła się od ołtarza. Spojrzała w oczy chłopaka, szukając pocieszenia, czy chociażby wsparcia, a odnalazła jedynie zdziwienie. Prychnęła w duchu i zwróciła twarz ku bogom. Tylko Afrodyta wydawała się być przejęta nieszczęściem, które zabiło miłość, zanim na dobre się narodziła. Największym zdziwieniem okazała się obecność trzech sióstr. Mojry trzymały tkaninę życia Krisa. Najstarsza z nich miała nożyce.
 - Nie zrobię tego - wypowiedziała, najspokojniej, jak tylko potrafiła. - Nie skrzywdzę człowieka, któremu zawdzięczam życie.
 - Naiwna - zaśmiała się Atena. - Ty nie masz wyboru. Kapłanka musi być posłuszna bogom.
 W jednej chwili Zoe straciła władzę nad ciałem. Mogła tylko panicznie poruszać oczami, szukając wyjaśnień. Na przekór sobie zrobiła krok do przodu. Bez jej zgody, ręka podniosła się do góry. Palce mocniej zacisnęły się na rękojeści sztyletu.
  A ona mogła tylko płakać. Dusza została uwięziona w ciele. Słone łzy wylewały się ze zwierciadeł i spływały po policzkach. Wiedziała, co się stanie. Panicznie próbowała zrobić cokolwiek, by tylko odzyskać kontrolę. Prosiła w duchu... nie, ona błagała, żeby to wszystko, to był tylko zły sen. Chciała się obudzić w miejscu, które mogła nazwać domem. Chciała zobaczyć zmartwioną, pełną troski twarz Krisa, próbującego ją pocieszyć najprostszymi z możliwych słów.
 Rzeczywistość była jednak nieugięta. Chłopak leżał przed nią, skazany na śmierć, by zadowolić bogów. Jego twarz była smutna. Tak bardzo brakowało na niej codziennego uśmiechu, ale sam Kris był spokojny. Pogodził się ze swoim losem. Spojrzał w oczy swojej ukochanej.
 - Kocham cię - wyszeptał.
 A ręka Zoe z przerażającą prędkością opadła i wbiła sztylet prosto w tętniące życiem serce. Krew była wszędzie. Poplamiła złotą suknię, białą tunikę, srebrną podłogę i oliwne gałązki przy ołtarzu. Dziewczyna odzyskała nad sobą kontrolę.
 Ale jej duszy tam nie było.
 Upadła, głucho uderzając w posadzkę. Ciało stało się tylko pustą puszką, niezdolną do życia. Wewnątrz serca Zoe coś pękło. Paliło ją żywym ogniem. Ogromy fragment został wyrwany w momencie, kiedy serce Krisa przestało bić. Jej dusza pękła i rozkruszyła się na miliony małych fragmentów, zupełnie jak szkło pod naporem zbyt wysokiego ciśnienia. Życie przestało się dla niej liczyć. Chciała umrzeć. Stała przed majestatem bóstw wyżęta jak ścierka, była zwykłą, bezbronną i nieświadomą otaczającego świata młodą dziewczyną, którą potraktowano w najokrutniejszy z możliwych sposobów. Mogła tylko krzyczeć i płakać. Ostatkiem świadomości zobaczyła jak Mojra przecina delikatny materiał i świat pogrążył się w ciemności.

 ***

 Wiele rzeczy się zmieniło. Od tamtej chwili, która odcisnęła swój ślad na życiu Zoe, dziewczyna stała się zupełnie kimś innym. Zrozumiała, że kapłanki nie mogą mieć bliskich, że Ares specjalnie wdał się z nią w konflikt, żeby trafiła na Ziemię. Każdy kolejny rozkaz bogini wypełniała bez mrugnięcia okiem. Zabijała. Po dawnej Zoe nie pozostał ślad. Ale w głębi serca, w ukryciu przed wszystkimi, kryła niekończącą się żałobę. Zbyt późno zrozumiała, że także kochała Krisa. Była to jedyna pewna rzecz, bo miłość była tym czym była i na zawsze pozostaje niezmieniona.
 Ich była martwa.
  Wiele rzeczy mogłoby się potoczyć inaczej chociaż... życie każdego ma swój własny wzór, który trwa i trwać będzie dopóki trzy siostry przędą tkaninę istnienia.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

0 komentarze:

Prześlij komentarz